Powrót do piaskownicy
Galeria (23 zdjęcia):
Pierwsza wycieczka opisana w ten sposób - zobaczymy co z tego wyjdzie... ;) Miałem jechać do Lipowca, ale nikomu nie chciało się ruszyć tyłka, niejako w zamian Robert zaproponował poszukiwania zwałowarki w piaskowni, jak się okazuje nie ma tego złego...
Tak właśnie wygląda sprawca tego zamieszania, umówieni jesteśmy u niego około 16.30, po drodze robię jeszcze małe kółeczko po "ziemi ojców", Chorzów gdzie mieszkam obecnie, wypada przy niej dość blado...
Początkowo jedziemy szerokimi wygodnymi duktami, później też jest szeroko, choć już nie tak wygodnie - pojawia się piach.
Pewnym zaskoczeniem była dla mnie obecność Kamila, myślałem że będzie na uczelni. Kamil, brat Roberta, to ten w spodenkach w ciapki i szaro żółtym plecaku - wiecie już który? :D
W końcu docieramy do pierwszego, nieczynnego już wyrobiska, rośnie tu już mały lasek, za paręnaście lat może to wyglądać tak jak las na pierwszym zdjęciu :)
Ciekawym rozwiązaniem jest posadzenie brzóz tuż przy drodze, jak drzewa urosną będzie to świetny, jasny dukt, ze ścianą świerków (?) za brzozami.
To jest właśnie Kamil - jeśli jeszcze nie poznaliście ;)
Wracając do duktu, póki co lasek jest niziutki i widać jak destrukcyjny wpływ na otoczenie ma odkrywka. Niestety piasku nie da się wydobywać inaczej, a przecież nawet zasłużone po rowerze piwo lepiej smakuje ze szklanki...
Kominy w tle to Elektrownia Siersza, trochę psują widoki, ale taki już urok tego rejonu...
Oto i cel wyprawy. Właśnie po to tu przyjechaliśmy. Olbrzymia zwałowarka. Bliżej nie podchodziliśmy, bo kilkumetrowa piaskowa skarpa uniemożliwiła by wyjście z powrotem do góry.
Krajobrazy jak na Saharze. Trochę szkoda, że piasek nie układał się prostopadle do zachodzącego Słońca, fałdki rzucały by piękne cienie...
Z pozdrowieniami dla użytkowników forum EMTB.pl :)
A to z dedykacją dla Ukochanej (serduszko to jest, tylko troszkę koślawe ;) )
Pora zjeżdżać do domów, perspektywa prysznica i kolacji sprawia, że jedziemy aż się kurzy ;) Zjazd wcale nie był stromy, jednak gdy pokonywaliśmy go w drugą stronę piasek przysporzył trochę problemów - to nie schody :)
Dodatkowo światło pozwalało pokazać wszystko w pięknych barwach... No dobra, niektóre zdjęcia nieco podkręciłem :P
Jazda najlepiej wychodziła po zupełnie dziewiczym fragmencie zbocza, jakakolwiek próba powtórzenia czyjejś linii kończyła się zakopywaniem roweru :)
Rzut oka na horyzont... Co ciekawe, do koparki stojącej w oddali wsiadł jakiś facet i ją uruchomił. W sobotę, o godzinie 18:20. Nudziło mu się w domu? Żona go wyrzuciła?
To zdjęcie popełnił Robert. Trzeba mu przyznać, wyszło bardzo dobrze.
To również jego praca. Dusza artysty się w nim chyba odezwała ;)
Pustynny zachód.
Podczas powrotu trzeba było zarzucić bluzę, kwietniowe temperatury wczesnym rankiem jak i wieczorem nie rozpieszczają jeszcze, lecz szczerze mówiąc wolę te paręnaście stopni, niż prawie 30 - a to niechybnie nas czeka już za 2 miesiące - obym się mylił.
Gdzieś w okolicach kamieniołomów załapujemy się jeszcze na resztki zachodu nad miastem, zaraz po tym zapada noc.
W zupełnych ciemnościach (ale z oświetleniem) wracamy do domów. Na kolejny night ride przyjdzie jeszcze czas :)
Pozdrawiam i do następnego razu.