Ponieważ sezon ogórkowy w pełni, rower stoi w pokoju a ja leniuchuję (no dobra – nie do końca, zapisałem się na siłownię) zebrało mi się na wspominki, jak to drzewiej z moim rowerowaniem bywało. Dawno, dawno temu – a konkretnie końcem roku 2000 kupiłem swój pierwszy tzw. “porządny” rower górski. GT Tempest, aluminiowa rama, amortyzator Rock Shox i tak dalej. Rower ten towarzyszył mi przez całe 7 lat, choć przy końcówce została z oryginału jedynie rama. Na tym rowerze eksplorowałem dokładnie okolice rodzimego miasta (2000 – 2007), startowałem w pierwszych zawodach (2001) czy wreszcie zaliczałem pierwsze wypady w góry (2002). Aż w końcu w roku 2003 zjadło mnie coś określane mianem “enduro” – i zjada do dziś dnia.
Poniżej kilkanaście zdjęć z pieluchowego okresu jazdy na rowerze. Foty generalnie niskiej jakości (cykane analogową małpą) ale to nie jakość jest tutaj najważniejsza.
Gdzieś między Jaworznem a Chrzanowem, lato 2001
Gdzieś w okolicach Chrzanowa, lato 2001
Okolice Chrzanowa, lato 2001
Góra Grodzisko – Jaworzno, lato 2001
Widok z Równej Górki na Elektrownię Jaworzno III, lato 2001
Start pierwszego w życiu maratonu. Liga Bikeboard, Ogrodzieniec 2002
Wjeżdżam na metę, gdzieś w połowie stawki. Wtedy byłem zawodami zafascynowany, na szczęście szybko mi przeszło :)
Pierwszy wypad w góry, jesień 2002 roku. Beskid Mały, widoczek z zielonego szlaku na zaporę w Porąbce, kawałek za Palenicą.
Dalsza część zdjęć z pierwszego wypadu...
Pamiętam jak dziś, mój pierwszy szybki i jednocześnie widokowo zjazd. Uderzenie endorfin :)
Elektrownia na górze Żar. Może kiedyś przejadę ponownie tą króciutką trasę? Ciekawe jak teraz to wszystko wygląda...
Tutaj już regularne enduro. Pierwszy wypad w góry na dłuższą trasę – 3 dni w Beskidzie Śląskim. Na focie Paweł. Niestety nie mam większych zdjęć.
Końcówka pierwszego dnia, trasa Bielsko – Szyndzielnia – Klimczok – Przełęcz Karkoszczonka – trawers Beskidka – trawers Hyrcy (przez przypadek) – Szczyrk
Dzień drugi zaczynamy od wspinaczki na Czantorię. Gdzieś w tym miejscu słynna wymiana smsów: “Jak zobaczysz laki skrec w prawo” – “Jakie laki?” – “Lonki, pole z trawa” ;)
Czantoria. Czy teraz można wjechać na szczyt z rowerem? Ponoć jakieś wypadki tam były...
Widoczki :) Okolice Soszowa bodajże – ale ręki nie dam uciąć. Jedziemy absolutny klasyk – Czantoria – Kubalonka, cały czas czerwonym.
Rafał. Jeździłem z nim chyba ostatnio w 2008 roku, nadal jeździ bez kasku. Shame ;)
Skałki przed Kiczorami. W rowerze widać pierwsze zmiany – Bomber Z5 i hamulec tarczowy (Grimeca) – zakupione za pieniądze z… odszkodowania po wypadku. Rowerowym oczywiście. Aha, buty które widać na tym zdjęciu (SH-M070) mam do dziś. Działają.
Ostatnia już fota... Nawet nie pamiętam co tu jest ;) W każdym razie trzeciego dnia jechaliśmy też lubianą przez mnie do dziś trasę Równica – Trzy Kopce Wiślańskie – Salmopol.
Teraz do Ustronia mam 11 km... więc jeśli tylko zima odpuści na pewno pojadę na trasę z drugiego lub trzeciego dnia naszej wyprawy. Szczerze mówiąc jak tylko warunki pozwolą to nie będę nawet czekał na koniec zimy. Do zobaczenia na szlaku! :)