Tym razem wpis absolutnie nierowerowy. Jako, że za oknem nieciekawie a i temperatury ostatnio nie nastrajają pozytywnie, poniżej kilka widoczków wybranych spośród tego co zaserwowało Kasi i mnie nasze polskie morze, w dniach 23.09 - 08.10 :) Zapraszam do galerii:
Pierwszy dzień i pierwszy zachód słońca. Mieliśmy oglądać codziennie, skończyło się na dwóch.
Zachody są bez dwóch zdań piękne, jednak do bólu przewidywalne.
Ponadto brak jakichkolwiek elementów terenowych powoduje, że w kadrze panuje tylko feeria barw, niebezpiecznie dążąca w stronę kiczu. No ileż można :)
Lepiej pocykać równie kiczowate "pocztówki znad morza" robione w pełnym słońcu ;)
Za dnia przynajmniej jakieś ptaki się trafią, lub inne nieprzewidywalne elementy.
No dobra, bywało że się nie trafiały ;)
O, to był nieprzewidywalny element. Tyle dobrze, że nie element marginesu społecznego. Proszę państwa, Morze Bałtyckie, 1 października 2011. Na zdjęciu moja skromna persona (tak, to ten w gaciach w różowe kwiatki).
Niestety już kilka dni później róże trzeba było zmienić na moro, i do tego dołożyć kurtkę. Skończyło się lato, zaczęła się jesień.
Jedyny podczas wyjazdu wypad do Wolińskiego Parku Narodowego, ciut szkoda teraz, bo tereny rewelacyjne. Zarówno pod buty, jak i (tym bardziej) pod koła roweru - i to mtb. Lokalesi, wolno tam śmigać po parku?
Tak, zlało nas i to solidnie.
Dzień po sztormie i na plaży pełno nowych patyków :) Kto wie skąd przypłynął. Może to fragment jakiegoś zagubionego galeonu? :D
W okolicach 0 m n. p. m. płasko i nudnawo, więc niebo nadrabia zaległości.
Duże fale uformowały nawet taki mini klif, miało toto wysokość gdzieś do kolan :)
Przedostatni i ostatni dzień już brzydsze. Morze żegna nas za to tęczą.
Potem kilka godzin w aucie i Vítáme Vás v Těšíně :)
Wakacje mega luzackie, wypoczynek pełną gębą. Szczęście mieliśmy niesamowite, urlop rezerwowany był początkiem marca, po drodze zdążyliśmy zapomnieć w jakim pensjonacie mamy pokój (sic!), a jak przyjechaliśmy to z całych dwóch tygodni połowa nadawała się do leżenia na plaży, kilka dni było wręcz gorących - można było się spokojnie kąpać w morzu. Padało tylko przez jedno popołudnie. Dodatkowo termin wczasów pozwolił uniknąć tłumów rozwrzeszczanych dzieciaków i ich otumanionych słońcem rodziców na plaży. Cisza, spokój, żyć nie umierać :)