Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2007

Ostatnie 50 metrów

Niedziela, 14 października 2007 · Komentarze(2)
Planowałem odświeżyć starą trasę, którą ostatnio pokonywałem z kumplami w rejonach roku 2003. Wycieczka miała prowadzić czerwonym szlakiem z Bielska-Białej na Szyndzielnię, potem w okolicach Klimczoka, przez Przełęcz Karkoszczonkę, Hyrcę, aż na Przełęcz Salmopolską. Stamtąd z ominięciem lub nie Malinowa miałem udać się na Zielony Kopiec i puścić się szalonym zjazdem do Wisły przez Cieńkowy (żółty szlak). Wyszło jak wyszło, ale zacznę od początku. Przede wszystkim w połowie października przed szóstą rano to zimno już jest ;) I ciemno do tego. W pociągu ze Szczakowej do Katowic napotykam na konduktora służbistę, który nie omieszkał ochrzanić mnie, że zamiast go szukać czekałem aż sam przyjdzie (o tej porze kasa na stacji jest jeszcze nieczynna), za to nie dosłyszał, że chcę bilet do B-B Leszczyn, i wypisał do samego B-B – trudno już podjechałem ten kawałek. Podjazd na Szyndzielnię nie jest wcale taki najgorszy – ot godzinka kręcenia z małego blatu. W sumie zastanawiałem się nad kolejką, bo wcale mi się nie chciało tyle pedałować, ale zrezygnowałem. Jak się okazało dobrze zrobiłem bo kolejka nawaliła. Na górze zjadłem bułkę, popiłem herbatą i przeciskając się między turystami ruszyłem dalej. Szlaki w okolicy Szyndzielni są strasznie kamieniste, ale z tego co pamiętałem, dalej miało być już tylko lepiej. Pierwsze rozczarowanie przyszło pod Klimczokiem. Szlak, który dawniej trzeba było sobie samemu wyznaczyć kierując się kreseczkami na drzewach (nawet najmniejszej ścieżki nie było) został kompletnie zniszczony ciężkim sprzętem, bo jakiemuś pajacowi przyszło do głowy, że należało by tam wyciąć drogę. Dalej miał być świetny trawers gładką ścieżką z małymi progami – a było zaorane coś, zaśmiecone dodatkowo resztkami ścinanych drzew. Dodatkowo mniej więcej w połowie, w poprzek szlaku była wycięta droga – w półmetrowym wąwozie. Przedarłem się w końcu przez tą ruinę i dotarłem do zjazdu na Karkoszczonkę. Zjazd sam w sobie jest bardzo nieprzyjemny, luźna ziemia i luźne wielkie kamienie (ale nie głazy, tak wielkość ni w 5 ni w 9) – kiedyś spokojnie można było jechać bokiem, między drzewami. Teraz warunki atmosferyczne były nieco inne i wszystko tam było niesamowicie wilgotne, jechałem więc po ściance wąwozu w którym szła droga. Szlak opadał raz stromiej, raz łagodnej, i na jednym z tych bardziej stromych momentów, jakieś 50 metrów przed przełęczą stało się coś w wyniku czego w tempie natychmiastowym opuściłem rower, by znaleźć się w powietrzu obok niego a już na ziemi pod nim. Na szczęście skończyło się na ogólnych potłuczeniach i solidnym potrzaskaniu kasku. Po jakichś 30 – 40 minutach kontemplowania co robić dalej i łatania dętki postanawiam zjechać do domu. Kasy na nowy kask nie mam, bo kupiłem kompa, więc sezon chyba mam już zakończony...


Peron w Szczakowej jakiś taki odświeżony... Podobno na przejazd premiera. Chory był, nie przejeżdżał...


W pociągu do Bielska luksusowe warunki, cały przedział dla mnie.


Po drodze mijam zaspane zupełnie jak ja wioski...




W Bielsku wsiadam na czerwony szlak i kręcę na Szyndzielnię. Nad kolejką się zastanawiałem, ale przy robieniu tej foty jak na zamówienie - stanęła. I stała długo.


Widoki ze szlaku nie najwyższych lotów, przez chmury. Za to inne niż jak zwykle.


Bielsko Biała. Wyraźnie widać warstwę smogu nad miastem...


Pora kręcić dalej - dalej pod górę niestety.


Jeszcze rzut oka za siebie, na panoramę B-B...


I już jestem pod Klimczokiem :-) tak naprawdę to to nieco dłużej trwało. Zwróćcie uwagę na drzewa po prawej stronie. Zima się zbliża...


Ten kawałek jeszcze 4 lata temu był rewelacyjnym kawałkiem trawersu. Teraz jest na tyle zaśmiecony gałęziami itp. że praktycznie nieprzejezdny.


Na szczęście dalsza część jest bardziej do ludzi. Ale to nie jest łatwa ścieżka, tylko ostra walka z korzeniami. Niejednokrotnie trzeba odpuścić.


Za to widoki wynagradzają wiele - to dolina Szczyrku z górującym na nim Skrzycznem.


Było pięknie, aż tu nagle - DUP! Ostra gleba na ostatnich metrach zjazdu na Karkoszczonkę.






Po 30 minutach siedzenia i latania dętki podejmuję decyzję o wycofaniu się. Nie najkrótsza, ale najprostsza droga (bez podjazdów) jest do Skoczowa...


I tyle...

Trasa: Bielsko Biała – Szyndzielnia – Siodło pod Klimczokiem – Przełęcz Karkoszczonka – Brenna – Skoczów (~43 km + dojazdy 12 km)

Hala Radziechowska

Sobota, 6 października 2007 · Komentarze(8)


Najwyraźniej na świecie nie tylko ja ulegam urokowi tego miejsca. W ostatnim wpisie przytaczałem fotkę Bodźka, a dziś (w zasadzie wczoraj) dostałem maila od niejakiego Grubego z Będzina, który również zachwyca się Halą Radziechowską: “super miejsce i super zjazd singletrack’iem i zero ludzi”. Co więcej, przysłał mi piękną fotkę (ta wyżej) z pozwoleniem zamieszczenia na stronie – co niniejszym czynię. Fotkę zmniejszyłem, aby się tutaj zmieściła. Takie widoki z pewnością przydadzą się na nadchodzące długie jesienno zimowe wieczory... Macie jakieś ładne zdjęcia z gór? Wysyłajcie, a nuż znajdzie się tutaj na nie miejsce ;)