Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Gnijące ciała nieszczęśników

Środa, 20 kwietnia 2011 · Komentarze(6)
Nocnych mikrowypadów część kolejna. Dziś padło na Marklowice i rezerwat Kopce - zachciało mi się odrobiny terenu :) Wyjechałem około godziny 21.30 i od razu popędziłem w stronę celu. Jeszcze dobrze nie wjechałem do lasu, a uderzył mnie dziwny, mdły zapach. Oczami wyobraźni zobaczyłem gnijące ciała nieszczęśników, którzy zapuścili się tu przede mną, jednak do głosu szybko doszedł zdrowy rozsądek - zapach to wina sporej ilości czosnku niedźwiedziego. W zasadzie cały rezerwat porośnięty jest tą rośliną...

Zrobiłem oczywiście kilka fotek. Wziąłem ze sobą kompakt Katarzyny. W plecaku lekko, ale jakość fotek taka sobie...


Widzicie to? Nie? Ja też nie wiele widziałem ;) Mocna lampa na takie wypady to podstawa, moją to sobie mogę do plecaka za portfelem poświecić ;)


W końcu u góry. Cieplej o chyba 10 stopni, a do tego całkiem ładnie.


Zbliżenie. Kolorystyka inna, bo balans bieli nie musiał ratować koloru trawy która wlazła w poprzedni kadr :)


Na koniec jeszcze oczy w słup i spadam do domu.

Wycieczki wyszło całe 10 km :) Ale na odświeżenie umysłu po całym dniu - wystarczy. Nocna jazda wciąga :)

Nocny lotnik

Wtorek, 19 kwietnia 2011 · Komentarze(2)
Zaczynam ogarniać jazdę po Cieszynie... nocą. Dziś malutkie kółeczko ( 10km - ale w pionie wyszło 180 metrów - o 30 więcej niż przy wczorajszych 20km :) ) po mieście, muszę poznać dokładnie okolicę, a wcześniej jakoś nie było ku temu okazji. Przejazd przez Cieszyn zawsze sprowadzał się do wyjechania z miasta i powrotu do domu. Pewnie prędzej czy później znów tak się stanie i nocą będę jeździł na dalsze trasy, niemniej muszę mieć ulice na tyle po ciemku opanowane by nie przestrzelić odpowiedniego zjazdu i nie wylecieć na jakiejś wiosce :)

Trzy fotki, z miejsc za dnia widokowych :)


Tam gdzieś za łuną są czeskie Beskydy :)


Trochę poruszone, ale najlepsze i tak z tego miejsca.


I na koniec jeszcze góry :)

Pozdrawiam i do następnego :)

PS A tytuł wpisu stąd:



Dobranoc.

Szybki szpil

Poniedziałek, 18 kwietnia 2011 · Komentarze(4)
Dziś szybki szpil. Siedzimy sobie jak na dwoje prawie trzydziestolatków przystało, oglądamy X-Factora na wodzie (żadna hiper technologia, na onetowym VODzie ;) ) aż tu w połowie Kaśka do mnie:

- skoczymy gdzieś na rower?

No to skoczyliśmy. 18 km asfaltem, godzinka wieczornego kręcenia. Fotki tylko dwie:


Słońce leci w dół, na łeb na szyję. Zanim skończyliśmy ten krótki postój na foto i picie - spadło całkiem.


I jeszcze klasyk mojej strony :) Tym razem z jakim przeciągającym się jak kocur przed wyruszeniem na łowy dymem.

Zdravím a těšíme se na příště :)

Powrót po latach

Poniedziałek, 11 kwietnia 2011 · Komentarze(12)
Na Czantorię mam teraz około 20 km. Uwierzycie że ostatni raz byłem na szczycie w 2003 roku? Do ostatniej niedzieli - teraz znów spokój na kilka ładnych lat :) Z propozycją wypadu w takiej a nie innej formie wyszedł Nemo, który z Czantorii w stronę Stożka nie jechał jeszcze nigdy :) Pojechaliśmy więc, w 3.5 osoby - Spojler, Nemo i ja, te pół to Świerszczu, który w samochodzie miał tylko rzeczy, on sam zaspał. Próbowaliśmy go potem przez telefon przekonać, że jeszcze czekamy pod blokiem, ale nie wiem czy uwierzył.

A z wypadu wyszło co następuje:


Rano miałem jechać bez przerw (wyjechałem dość późno), no ale jak tu się nie zatrzymać. W końcu i tak nie spóźniłem się na start, chłopaki się trochę grzebali z wychodzeniem z auta.


Chciałem jechać prawie na sam grzbiet ulicą Akacjową, ale Nemo uparł się na niebieski szlak, który miał być lajtowy i w dodatku kiedyś tam Nemo na szczyt Czanorii nim podbiegł...


Z rowerami kiepsko się jednak biega, więc spokojnie idziemy.


Końcówka szlaku jest całkiem ciekawa i nawet czasem da się jechać.


W końcu docieramy i na polance 0.5 km przed szczytem urządzamy mały popas. Na szczycie sporo ludzi, więc nie zatrzymujemy się na dłużej niż wymaga tego założenie ochraniaczy.


Jazda! Czerwony szlak na Soszów kojarzyłem jako drogę przez mękę - kupa kamieni i cholernie stromo.


Nie pomyliłem się za wiele, było stromo, były też kamienie, nie było jedynie drogi przez mękę.


Kiedy zjeżdżałem tędy ostatnio miałem jeszcze hardtaila z amorkiem o skoku 80mm, z takiej perspektywy wszystko wydaje się większe :)


Teraz, gdy skoku nie brakuje, a ja sam jestem cięższy o sporą ilość kilo... doświadczeń znaczy się, ścianki które dawniej musiałem pokonywać z buta są...


...przyjemnym przerywnikiem, który wymaga czegoś więcej niż tylko napinania mięśni i operowania klamkami.


Przy okazji - Heniek sprawdza się wyśmienicie, po pierwszym zjeździe podregulowałem nieco damper i nie mogłem na nic narzekać.


Skoku nie brakuje, 5th Element który "na parkingu" pracuje jak kawałek drewna sprawuje się w terenie wyśmienicie. Wad wymienianych jako typowe dla konstrukcji jednozawiasowych nie zauważyłem.


Z pewnością występują i pokonując 50 razy testowy krawężnik można by je dokładnie wskazać, jednak wpływu na normalną jazdę w górach nie mają tak dużego by można by go można było nazwać "wyraźnym".


Jedynie podczas podjazdów Heckler zachowuje się gorzej niż Regina. Jednak nie jestem w stanie stwierdzić jaki udział w tym ma geometria, jaki rodzaj zawieszenia, a jaki tylna opona, która w tym roku jest znacznie bardziej zużyta niż w zeszłym i może po prostu nie zapewniać należytej przyczepności.


Poprzednie i to zdjęcie to już urywające łeb widoki z Soszowa, gdzie rozkładamy się na polanie celem wszamania czegoś przed dalszą drogą.


Zjazd z Soszowa to grzanie na pełnej... prędkości taką sobie szutrówką. Dobrze, że ma chociaż zakręty. No i pozwala na ponad 50 km/h więc trochę adrenaliny daje.


Jeszcze fota na tle gór i odbijamy przed Stożkiem na niebieski szlak do Wisły. Z reguły, pchaliśmy się nim do góry, warto było więc w końcu przekonać się jak jest w drugą stronę.


A jednak nie warto było :) Pod górę się ten szlaczek zmieli, w dół natomiast nie jest ani szybki, ani techniczny, ani płynny. No, ale jedno z założeń spełnił - dojechaliśmy nim do Wisły :) Stamtąd dyszka szlakiem rowerowym na parking, skąd ja jeszcze kilkanaście kilometrów do Cieszyna. I w zasadzie, ten ostatni kawałek asfaltu zmęczył mnie bardziej niż cała jazda po górach. Wiało niemiłosiernie...

Całości wyszło 61 km, na mapie i wykresie wygląda to tak: http://www.cykloserver.cz/tipy-na-vylety/detail/?d=44744

Pozdrawiam i do następnego :)