Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2010

Singiel na Kopcach

Środa, 28 kwietnia 2010 · Komentarze(3)
Mając tak zwaną dłuższą chwilę, zebrałem w końcu d. w k. i korzystając z niezłej pogody wyruszyłem na eksplorację najbliższych miejscu zamieszkania okolic. Szczegóły z mojego porywającego wypadu poniżej, przyjemnej lektury życzę...


Na dzień dobry trochę śrubkowania w piwnicy, ponieważ odebrałem z poczty moją nową bronię na podjazdy, wspomagającą niemłode już kolana. Z lewej co było (XT) z prawej co jest (niemalże DIY mości Uzurpatora), wyglądają podobnie, lecz jak to zwykle bywa diabeł tkwi w szczegółach - tym razem w zębach.


Koronkę trza było przetestować, najbliższy odpowiadający temu przedsięwzięciu podjazd mam 50 metrów od domu, ale nie popadajmy w przesadę. Wybrałem rezerwat Kopce, z którym walczyłem już jakiś czas temu. Oczywiście na zdjęciu podjazd kwalifikuje się do grupy duże kretowisko, w rzeczywistości biorę go na dwie próby - w 2/3 koło zakopuje się w liściach i jazdy koniec. Druga próba bardziej szczęśliwa.


U góry lans bauns, jaki to ja nie jestem. W rzeczywistości w jajcach kłuje jeszcze siodło (mimo że już płasko) w płucach kłuje setka igieł, a do kompletu robię do zdjęcia minę taką jak zwykle.


Kawałek dalej zaczyna się tor motokrosowy i otwiera widok na góry. Tor kiepski na rower, zawsze było trudno, a teraz każdy zjazd pokryty jest schodkowatymi muldami na długość 3/4 roweru, wymaga toto mnóstwa uwagi.


Po pokonaniu fragmentu toru, wybieram znanym tylko sobie kluczem podejście do góry, na którym to podejściu poważnie zastanawiałem się czy nie włączyć ETY. Kierownica była na takiej wysokości, że nic tylko zacisnąć na niej zęby...


Z drugiej strony, wybierając inną drogę pozbawiłbym się niewątpliwie atrakcyjnych estetycznie okoliczności przyrody. Nie pozbawiłem się, więc uwieczniam na matrycy.


W końcu u góry. Dopełzłem do zapowiadającego się bardzo ciekawie singla.


Singiel w istocie ciekawy, małe hopki, bandy i tym podobne atrakcje. Nie korzystałem, bo pierwszy raz tam, ale na pewno nauczę się obsługiwać te wszystkie urozmaicenia.


Ścieżka kończy się niemalże komuś na podwórku, spadam stamtąd szybko, bo i mój czas mija pomału. Na romantyczny zachód słońca spóźniam się trochę - będzie innym razem.

Reasumując - okolice Cieszyna niewątpliwie warte dogłębnego zbadania, co też na pewno uczynię. Tymczasem - adieu.

Tuł i troszkę dalej

Niedziela, 25 kwietnia 2010 · Komentarze(4)
Korzystając z niedzieli i pięknej pogody wybraliśmy się dziś z Kasią ma odkładany już jakiś czas wypad do schroniska pod Tułem.


Początkowo trasa prowadzi asfaltami, i obfituje w przejazdy przez rzeczki (3 albo 4 były) - nad jednym z nich urządzamy krótki postój.


W końcu docieramy pod schronisko. Tuł nie jest przesadnie wysoki, ale podjazd pod schronisko pozwala poczuć nogi ;) Urządzamy dłuższą sjestę, połączoną z konsumpcją całkiem niezłego bigosu.


W końcu ruszamy dalej - w stronę Małej Czantorii. Początek to rewelacyjny kawałeczek zjazdu, niestety droga szybko zamienia się w solidny podjazd / podejście.




Jeszcze trochę pchania i można wsiadać :)


Pogoda na łąkach wybitnie wiosenna, jaskrawa zieleń aż kłuje w oczy.


Trochę zjazdu, trochę podjazdu, na szczęście można już z siodła.


Patrząc jednak całościowo, zdecydowanie lepiej jechało by się tym szlakiem w przeciwną stronę. Kiedyś trzeba spróbować.


W lesie także wiosna pełną gębą. Chciało by się powiedzieć - wreszcie.




Nie jedziemy na Czantorię, odbijamy asfaltem na Dzięgielów. Zjazd jest masakrycznie szybki, trzeba często macać klamki.


Wycieczkę kończymy u Kasi na działce, grillem. Tylko piwka brakowało.

Do następnego!

Słoneczny weekend

Niedziela, 18 kwietnia 2010 · Komentarze(3)
Kategoria Blog
Słoneczny, niestety (?) nie dla mnie. Wszedłem na BS około 20.00 a tam dwie strony wycieczek znajomych do przejrzenia. Wszyscy korzystali z pięknej pogody, która w końcu raczyła pojawić się w PL. A co robił Foxiu, zamiast jeździć na rowerze? Bawił się na weselu kuzyna swojej Narzeczonej... Było całkiem sympatycznie. Mam nawet jedno normalne zdjęcie:


Jedynie na tym zdjęciu wyglądam w miarę normalnie...

Pewnie dostanę kolejne normalne foty, ale musi się z nimi uporać najpierw fotograf. Jeśli będzie coś fajnego być może się pochwalę.

Tymczasem, by tradycji stało się zadość wstawiam widoki z okna. Aż trzy.


Widok nr 1.


Widok nr 2. Nawet góry trochę widać.


I widok nr 3. Chyba dzień później ubity. Albo parę godzin później?

Do następnego, choć nie wiem czy rowerowego wpisu :)

Zimno, mokro i pada

Wtorek, 13 kwietnia 2010 · Komentarze(16)
Zaczęło się od wielkich planów i równie wielkich obaw dotyczących pogody. Pierwsze wypaliło, drugie już nie za bardzo. Do godziny 13 jest w miarę dobrze, potem ze względu na wysokość pojawia się śnieg. Po dłuższej nasiadówie w schronisku na Salmpolu okazuje się, że zajrzała do nas jeszcze na chwilę zima. Aby było zabawniej, po pierwszych kilometrach, jeszcze przed atakiem śniegu, przedni hamulec zapomniał co to modulacja i skok klamki, a tylny zapomniał po co w zasadzie jest przykręcony. Z przednim coś udało się zrobić, tylny odmówił posłuszeństwa definitywnie. Niedobory płynu hamulcowego na zjazdach szybko uzupełniła adrenalina, jednak w kontrolowaniu tylnego koła nie pomogła. Gdzieś na zjeździe z Grabowej musiałem wybierać między bezpiecznym pokonywaniem zakrętu, a bezpiecznym najechaniem na ukośny, pierońsko śliski próg odwadniający stokówkę - wybrałem to pierwsze, przednie koło ujechało na belce, a ja rzuciłem zwłokami o podłoże aż ziemia jęknęła. Po tym odpuściłem już co bardziej strome momenty czarnego szlaku - co on potrafi w suchych warunkach wie sporo osób startujących w ET w Brennej...

Zapraszam na więcej niż 25000 słów:


Wycieczkę zaczynamy w Ustroniu, skąd zaproponowanym przez Andrzeja szutrem pniemy się w górę.


W górę, a konkretnie w kierunku Chaty na Orłowej, skąd jest już całkiem blisko do rzeczonej.


Blisko, lecz w dalszym ciągu pod górę :)


Ponieważ wysokość jest już słuszna, a chmury tego dnia schodzą bardzo nisko klimat jest przedni.


Zatrzymujemy się z Nemem i cykamy fotę za fotą.


Dlatego sporo tu będzie podobnych do siebie zdjęć :)


W końcu reszta ekipy dzwoni do mnie z pytaniem gdzie jesteśmy.


Jedziemy więc dalej. Do końca wycieczki daleko.


Za Orłową obieramy kierunek na Trzy Kopce Wiślańskie i dalej, Przełęcz Salmpolską. Jedzie się bardzo przyjemnie.


Klimacik w dalszym ciągu dopisuje.


W końcu docieramy na Trzy Kopce, wbijamy na herbatę i ciasto do garbusa przy Telesforówce. Ciepła herbata w taki dzień to jest to :)


Klimat, część... kolejna.


W okolicach Smerekowca roztaczają się przyjemne dla oka widoki, niestety dziś na najbliższą jedynie okolicę.


Wspominając z Nemem przejazd przez las na wycieczce na Rycerzową, wypatrujemy linii zjazdu do drogi położonej parędziesiąt metrów niżej.


Zjeżdżamy jednak tylko w wyobraźni, szlak wyraźnie zaczyna piąć się do góry. Do tego zaczyna sypać śnieg.


Żółty szlak na Salmopol, w takich warunkach mógłby sprawić kłopot nawet Kartonierowi.


Pod kołami błotnista, lepka maź, nad głowami morze bieli.


A do dziur w kaskach wpada mokre, zimne, białe g... ;)


Znowu klimatyczny lasek...


Podejście utrudniają powalone niedawno drzewa tarasujące główny "trakt", a nie ma jeszcze wyraźnych ścieżek, które by je omijały.


Wytrwale pchamy jednak rowery w górę. W końcu docieramy do knajpy, na solidny obiad i dłuższą manianę przy kominku.


A po wyjściu - zonk! Śniegu nawaliło ładnych parę cm, termometr wskazuje 1.6 stopnia, szykuje się niezły hardkor. Pikanterii dodaje fakt, że żaden z moich hamulców nie działa jak powinien.


100 metrów niżej po śniegu nie ma już śladu, jest za to sakramenckie błoto. Lecimy rewelacyjnym czarnym szlakiem z Horzelicy do Brennej.


Szlak urozmaicony, momentami prześwitują jakieś widoki, a sama końcówka to usłana solidnymi głazami stromo opadająca rynna. Odpuszczam.


Do Ustronia wracamy asfaltowym trawersem Lipowskiego Gronia. Miała być jeszcze Równica, ale odpuściliśmy - w takich warunkach trzeba by zdobywać ją z buta.

Trasa: Cieszyn - Ustroń - Orłowa - Trzy Kopce Wiślańskie - Przełęcz Salmpolska - Horzelica - Brenna - Górki Wielkie - Ustroń - Cieszyn (w tą stronę samochodem, hehe)

Fotki Andrzeja: http://picasaweb.google.pl/andrzejbike/MokraNiedziela
Relacja Nema: ponoć się tworzy dopiero...

Do następnego!