Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2009

Rower, stan na koniec maja 2009

Piątek, 29 maja 2009 · Komentarze(14)
Pamiętam to jak dziś. Kiedy rok temu kupiłem rower i pochwaliłem się nim tutaj, na stronie, Sebas z G3R w jednym z komentarzy zapytał czy będą jakieś fotki sprzętu. Odpowiedziałem, że oczywiście, jasne że będą. Cóż... Minął już ponad rok od tamtego wydarzenia... I są fotki :) Pojawiło się odpowiednie miejsce, odpowiedni czas... Wrzuciłem do plecaka aparat z przykręconym stało ogniskowym słoikiem i pojechałem na Żabie Doły portretować rower. Seb, sorry że tyle musiałeś czekać :)

Galeria (14 zdjęć):


Całość prezentuje się całkiem zgrabnie, szczególnie na tle sugerującym używanie zgodnie z przeznaczeniem i w promieniach niskiego Słońca. Stonowana kolorystyka doprawiona subtelnymi dodatkami. Agresywności i szyku dodaje żywcem przeniesiony z motocykli enduro błotnik The.


Zawieszenie Maestro niczym nowym już nie jest, wersja 2007 wykorzystywała dziurę w ramie. Szczerze mówiąc, bardziej podobała mi się rama z kratownicą, ale cóż - brałem co było. Zawieszenie pracuje genialnie, po wejściu na rower nie czuć jego pracy - rower jest po prostu miękki.


Za tłumienie nierówności pod tylnym kołem odpowiada Fox Float R, nie jest to może tłumik najwyższych lotów ale jakoś daje radę. Ma 50.8 mm skoku, i w zestawieniu z łącznikami zapewnia 152 mm skoku całego zawieszenia. Jak łatwo się domyślić, przełożenie 3.0 oraz niewyłączalna platforma Pro Pedal upośledzają czułość na najmniejsze nierówności, jednak średnie i duże połykane są naprawdę elegancko. Właściwie im gorzej się ten rower traktuje na szlaku, tym praca tyłu jest lepsza.


Z przodu za tłumienie odpowiada Marzocchi Z1 FR SL, genialny swego czasu - i nadal - widelec. Oferuje 130 mm skoku, a dzięki systemowi Doppio Air można go dowolnie ustawić pod siebie. Widelec zapewne pójdzie w końcu do wymiany, na jego miejsce przyjdzie jednak na pewno coś z serii Z1, tylko ze sztywną ośką i 2 cm większym skokiem.


Kolejny ważny element - koła. Z tyłu nic specjalnego, piasta Formula, szprychy CN Spokes 1.8, i obręcz WTB LaserDisc Trail...


...przód za to jest jednym z jaśniejszych punktów roweru, piasta Hope Pro II, czarne szprychy DT Revolution z nyplami alu Prolock, obręcz identyczna jak z tyłu. Koła ubrane są w opony Kenda Blue Groove (P) / Nevegal (T) o szerokości 2.35". Opony radzą sobie bardzo dobrze niemalże na wszystkim, problemem są tylko cienkie warstewki piasku czy błota na twardszym podłożu - wtedy opona potrafi niespodziewanie ujechać. W oponach siedzą dętki Maxxis Ultralight.


Napęd to trochę mieszanina różnych firm i grup - korby Shimano XT, kaseta SRAM 7.0, łańcuch Shimano HG-73... Za przerzucanie odpowiadają Shimano LX z przodu i SRAM 9.0 z tyłu. Chodzi to wszystko w miarę składnie, za zacięcia zmiany biegów z tyłu winię raczej stare linki i pancerze - nowe leżą w domu, ale nie chcę mi się zmieniać ;)


Z korbą w ogóle jest ciekawa historia, oryginalnie był tutaj Race Face Ride XC, w którym łożyska w suporcie X-Type zajechałem w pół roku... Na allegro udało mi się kupić tą korbę z pakietem (stary dobry Octalink), a Race Face poszedł do ludzi... Nie powiem, ale jeszcze udało mi się na tym zarobić :)


Do ramion korby przykręcone są pedały najlepszego systemu jaki istnieje - Time, konkretnie model ATAC Alium. Odporne na błoto (nie tak jak Shimano), odporne na kamienie (nie tak jak Cranki), kiedy się zatarły rozebrałem i wyczyściłem i śmigają dalej. Do tego genialne bloki z kątem wypięcia 17 stopni i możliwość przesuwania wpiętej nogi na boki w zakresie jakichś 3 cm - kolana nie mają prawa boleć.


Rower jest spowalniany parą hamulców Shimano Deore LX, kupinych w dobrej cenie na Allegro. Mocą może nie powalają, ale zatrzymują mnie dokładnie tam gdzie chcę się zatrzymać - a z tego co wiem wystarczy wymienić w nich klocki na lepsze, aby pokazały pazur. Tarcze to Shimano XT, 180mm z przodu i 160 z tyłu.


Klamki przykręcone są (ale nie za mocno - muszą mieć trochę luzu, aby w razie upadku przekręciły się, a nie złamały) do leciwej już Tiogi FR. Jest szeroka, niska, i jak dla mnie wygodna. Ale w przypływie gotówki zmienię ją na coś nowego a przy okazji lżejszego ;)


Mostek absolutnie mało kultowy, Easton EA30 to nie jest coś co może śnić się po nocach, ale działa i nie ma z nim problemów. Kapsel Kinga to prezent od znajomego z forum. Dzięki Królik, jesteś wielki :)


Komplet na kierownicy uzupełniają manetki SRAM X-7, oraz przykręcane chwyty Dartmoora, z pomarańczowymi obejmami. Na końcach kierownicy czarne, aluminiowe korki.


Całości dopełniają świetna sztyca Roox S4 i siodło WTB Devo - wbrew pozorom dość wygodne, jednak wymagające częstej jazdy. Nie jest to może ta klasa wygody co Pure V, ale naprawdę można się przyzwyczaić i nie narzekać.

I to koniec już :)

9 km zabawy

Sobota, 23 maja 2009 · Komentarze(8)
Udało się! W końcu, po wielu przymiarkach znalazłem się w górach. Trasa co prawda nie była żadną nowością, ale ekipa, pogoda i samopoczucie dopisały wyśmienicie. Wróciłem do domu pełen pozytywnej energii. Co prawda tylko psychicznej, bo fizyczną chyba zgubiłem gdzieś w lesie, ale co tam. Wycieczka pokazała, że żółtym szlakiem można podjechać Salmpol, czerwony z Salmopolu na Malinów, czy zielony na Zielony Kopiec to także nic strasznego...

Trasa: Wisła Uzdrowisko – Ustroń Polna – Równica – Orłowa – Trzy Kopce Wiślańskie – Przełęcz Salmopolska – Malinów – Zielony Kopiec – Gawlas – Cieńków – Wisła Nowa Osada – Wisła Uzdrowisko

Galeria (33 zdjęcia):


Pierwszym wzniesieniem na naszej drodze jest Równica, zazwyczaj pchaliśmy się tam asfaltem, ale tym razem...


...wybieramy przecinający asfalt szlak czerwony. Bardzo dobry wybór, nigdy więcej asfaltu.


Szlak może nie jest najłatwiejszy - w szczególności dla Walaja, który przyjechał tu aż z Wielkopolski, ale...


...da się go pokonać na rowerach - a zawsze można powrócić do asfaltu. My jednak pozostajemy przy szlaku.


W końcu docieramy pod schronisko, gdzie za przewodnika obieramy szlak niebieski - początek klasycznej do bólu trasy w Beskidzie Śląskim.


Trasa ta jednak pozwala poczuć pod kołami wszystko co Beskid Śląski jest w stanie zaoferować - korzenie, kamienie, błoto, czy wreszcie stromizny.


Wielkopolski kolega wydaje się być bardzo zadowolony; co prawda z reguły zamyka tyły, ale przecież to nie wyścigi, tu liczy się fun.


A tego nie brakowało. Szybkie kamieniste zjazdy uzupełniane były soczystymi widokami - na przykład taką sielanką z motywem przewodnim w postaci starej syrenki.


Dla Kartoniera należy się pełen szacunek, skakał na wszystkim na czym się dało, podjeżdżał nawet tam gdzie się nie dało...


Może nie miał przy tym podjeżdżaniu uśmiechu na ustach - ale w zdobywaniu kolejnych metrów mu to nie przeszkadzało.


Walaj zdobywa te same metry w nieco inny sposób - niemniej tak samo skuteczny.


Po drodze znajduje się nawet miejsce gdzie można poćwiczyć co nie co przed Malauchowym EnduroTrophy - co prawda tu jest tylko jeden taki próg a nie cała seria, ale zawsze to coś.


Gdy docieramy na Trzy Kopce niebo, spowite do tej pory chmurami zaczyna się przecierać.


Robi się cieplej, pojawiają się coraz lepsze widoki, jedzie się coraz przyjemniej...


...Kartonier nabiera ochoty na wykonanie rzeczy niemożliwych - na przykład podjechanie Salmopolu żółtym szlakiem, dokładnie pod schody do asfaltu... Respekt.


Jakby mu było mało, podjeżdża jeszcze Malinów, czerwonym szlakiem z Salmopolu. Mi niestety ta sztuka się nie udaje, i fragmenty pokonuję z buta.


Na Malinów nie dał namówić się Walaj, który zjeżdża asfaltem do samochodu. Nie wie chłop co stracił...


...a stracił 9 km pysznej zabawy. Niestety aby zjechać trzeba podjechać, a na drodze staje nam Zielony Kopiec, który zazwyczaj kojarzy się z pchaniem...


...ale nie Kartonierowi, któremu chyba udaje się pokonać wszystko z siodła. Chyba, bo podczas gdy Karton z Robertem znęcali się nad podjazdem ja znęcałem się fotograficznie...


Na niebie pojawił się mój ulubiony gatunek chmur, musiałem więc zatrzymać się i obfotografować wszystko dokładnie...


W końcu docieram też na górę, stamtąd kolejna porcja zdjęć :)


Ze szczytu rozciąga się wspaniała panorama, kiedyś robiłem ją w całości, tym razem jednak skupiłem się na szczegółach.


Słońce grzało niemiłosiernie, jednak warto było trochę się spiec...


...choćby dla zrobienia takich zdjęć jak to.


Chmury błyskawicznie zmieniały kształty, łapię na matrycę każdą ulotną chwilę...




Spustoszenia w drzewostanie nie robią już takiego wrażenia jak w zeszłym roku. Dodatkowo, brak drzew otwiera nowe horyzonty...


...co w komplecie z bardzo dobrą tego dnia widocznością pozwala oglądać zębate ośnieżone szczyty na horyzoncie. Tatry? Przydało by się więcej zoomu...


Nasyciwszy się widokami zaczynamy grzać żółtym szlakiem przez Cieńków, niesamowita wprost zabawa przy której udaje mi się przesunąć nieco moją granicę bezpiecznej jazdy - widać progres :)


Korzystając z faktu, że na chwilę robi się pod górkę zatrzymujemy się pocykać kolejne zdjęcia...


Łąka jest niesamowita, światło może jeszcze nie najlepsze, ale kładzie już całkiem długie cienie - do tego to cudowne niebo.


Aż chce się wracać w takie miejsca.


W końcu zbieramy się i kończymy zjazd do Wisły. Potem jeszcze kilka km asfaltem i docieramy do oczekującego w wozie Walaja. Na ten dzień to już koniec, ale ile zostało w głowie i na kartach pamięci tyle nasze.

Do następnego :)

Cieszyńska setka

Niedziela, 10 maja 2009 · Komentarze(5)
Coś nie mogę się wybrać w góry w tym sezonie... Zawsze znajdzie się coś co przeszkodzi. Ale jeździć przecież trzeba, bo inaczej człowiek by się zastał :) W niedzielę miałem okazję strzelić prawdziwy maraton – 110 km po asfaltach i bezdrożach. Było ciężko ze względu na tempo, ale i przyjemnie. I z Ukochaną :*

Trasa: Cieszyn – Dębowiec – Ochaby – Zaborze – Goczałkowice – Pszczyna – Goczałkowice – Landek – Pierściec – Skoczów – Ustroń – Goleszów – Cieszyn

Galeria (10 zdjęć, czasu nie było ;)):


Endurowcy mają takie powiedzonko - "Po czym poznać dobry zjazd? Po tym, że nie ma z niego zdjęć". W przypadku krosiarzy pierwsza część mogła by brzmieć "Po czym poznać ostrą wycieczkę?"


Właśnie na taką wpadłem do Cieszyna. Duża trasa, duża grupa, do tego wszyscy kręcili mocno - nie było czasu robić zdjęć. Liczby mówią same za siebie - 34 wykonane zdjęcia kontra zwyczajowe 100 - 120...


Trasa wiodła z reguły asfaltami i szutrami, jechałem na Niebieskim Pomykaczu, z racji braku w nim jakiejkolwiek amortyzacji nadgarstki czuję do dziś... W szczególności, że oba już kiedyś mocno obiłem na rowerze ;)


Przejazd przez taki lasek, singlem na szerokość opony był niesamowicie miłą odmianą od tego co było przed nim i tego co było po nim. Urokliwe miejsce, ciekawa ścieżka, odrobina...


...hardkoru :) Można by rzec "nizinne enduro". Rowery i płeć piękna korzystają z asekuracji, płeć mniej (ale na swój sposób także) piękna wykazuje się większą samodzielnością ;)


Chodzenie po omszałych pniakach w butach spd ma w sobie coś ze sportu ekstremalnego, a fakt, że pniaki te były jakiś metr na strumykiem w którym woda sięgała kolan dodatkowo motywował wyobraźnię do generowania ciekawych wizji...


... niestety mimo trzymania kciuków, aparatu przy oku i rzucania zaklęć, nikt nie decyduje się skoczyć do wody, pokonujemy strumień sprawnie i pędzimy dalej, bo cel wycieczki coraz bliżej...


...a celem tym jest Pszczyna, z pięknym pałacem położonym w sporej wielkości parku. Co ciekawe, kiedy byłem tu ostatni raz, zarówno pałac jak i park wydawały mi się znacznie większe... Może dlatego że byłem wtedy w szkole podstawowej... bo o tym razie kiedy konsumowałem tu pewne ilości złocistego napoju nie będę wspominał ;)


Gdzieś po drodze mijamy Zbiornik Goczałkowicki - trochę żałuję, że nie zarządziłem przerwy na robienie zdjęć, bo jego ogrom robi spore wrażenie, ale jak to mówią, co się odwlecze to nie uciecze. Może jeszcze kiedyś tam zawitam.


Powrót to jedno wielkie darcie szutrami i asfaltami, bez jakichkolwiek większych odpoczynków. Po drodze zaliczamy Ustroń gdzie posilamy się w przydrożnej i nie najtańszej knajpie. Oddzielamy się z Kasią od reszty aby moc jeszcze trochę posiedzieć i wracamy do Cieszyna najkrótszą możliwą drogą. Podczas powrotu tylko rzut okiem za siebie... Ech ja chcę w góry...

Do następnego ;)