Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2007

Krótkie i sztywne

Niedziela, 29 lipca 2007 · Komentarze(1)
Plan kolejnej wycieczki zakładał objechanie trasy chrzanowskiego maratonu. Lekkim, turystycznym tempem – po co się spieszyć. Pogoda dopisała, nie było ani za zimno ani za gorąco, i równiutko o 9 ruszyliśmy w odchudzonym o jedną osobę składzie na start maratonu. 16 km asfaltu śmignęło w niecałe 40 minut. O 10 miała do nas dojechać urocza parka Trzebińsko – Chrzanowska (?) – niestety nie dojechała :/ Po półgodzinnej zabawie na huśtawkach i karuzeli ruszyliśmy w trasę sami, mając za przewodnika mapę i opis trasy z netu. Objazd poszedł gładko, aczkolwiek nie obyło się bez błądzenia. W pobliżu Żelatowej zrezygnowaliśmy nieświadomie ze wspinania się na sam szczyt na korzyść fajnego zjazdu czarnym szlakiem rowerowym (nota bene był dość prosty – przejechałem go przez nieuwagę na zablokowanym widelcu, potem jeszcze nie mogłem dziada odblokować). Samą końcówkę trasy też pogubiliśmy zupełnie i około 3 km wracaliśmy asfaltem. Generalnie na trasie było kilka fajnych zjazdów, i sporo podjazdów, a wszystkie – jak w tytule. Niby nic specjalnego – a jednak miła odmiana od Lipowca i Tenczynka.


Start maratonu ulokowany ma być w pobliżu placu zabaw. Oczekując na wielkich nieobecnych wycieczki korzystamy z atrakcji... W końcu po pół godzinie oczekiwań ruszamy w drogę sami.


Po drodze mijamy całkiem spore kamieniołomy. Tabliczki wyglądają zachęcająco.


Kamieniołomy są naprawdę duże. I przyciągają uwagę dziwnymi czerwonymi silosami(?).


Takimi właśnie jak ten.


I ten.


I jeszcze te dwa.


W poszukiwaniu rozwiązania zagadki 'po co to?' zaglądamy do środka... Zawartość tych beczek sprawę trochę wyjaśniła.


Nie załapaliśmy się na strzelanie, niestety...


... co jednak nie przeszkadzało w ustrzeleniu kilku fotek.


Ciekawe jak mocno trzęsie się ten domek u góry, gdy na dole trwają prace...


Rejon ulicy Ściegiennego w Płazie. Pogoda nie pozwalała na specjalnie piękne widoki. Przy okazji - druty to najgorsza rzecz jaka może spotkać panoramę ;)


Iście jurajski krajobraz... tylko skałek brakuje.


Jest za to stonka ziemniaczana. Ta zrzucona przez amerykanów z 24 na 25 maja 1950 roku ;) (http://www.niniwa2.cba.pl/stonka_plaga_nadeszla_noca.htm)


A nieopodal zamku Lipowiec spotykamy kolejnego owada - tym razem szkolącego się w survivalu.


Gdy jesteśmy już bliżej końca pojawiają się i skałki. Dokładnie jedna - Skałka Triasowa w Bolęcinie.




W drodze powrotnej rozdzielamy się, i ja, jadąc przez Grodzisko spotykam po drodze kilkadziesiąt powodów aby się nie spieszyć...


...oraz jakieś bardzo dziwne zielsko.


Chyba linie wysokiego napięcia (pod którymi to rosło) mają jakiś wpływ na organizmy żywe... ;)

Trasa: skomplikowana, opis tutaj: http://maraton.orly.vel.pl/ (pokonana z drobnymi odstępstwami ~43 km) + dojazdy (~33 km)

Lajcik

Niedziela, 15 lipca 2007 · Komentarze(1)
Tym razem obyło się (musiało się obyć) bez wypadu w góry. Zamiast tego wybraliśmy się na lekutką wycieczkę na dwa zamczyska. Klasyczną trasę do Lipowca prowadzącą przez Libiąż rozszerzyliśmy aż do zamku Tęczyn w Rudnie. Trasa należy do rekreacyjnych ale ma kilka technicznych odcinków. W szczególności wart polecenia jest żółty szlak pieszy, fragment wiodący przez rezerwat Bukowica, oraz rewelacyjny zjazd z Kamionki Małej do Wąwozu Simota. Pogoda dopisała aż za bardzo – panował niesamowity upał. Odbiło się to pozytywnie na ilości wykonanych przeze mnie fotek – szczególnie w drugim zamku poświęciłem sporo czasu na chodzenie i fotografowanie ruin. Generalnie wycieczka przebiegała bez większych niespodzianek, pomijając malutki wypadek na początku (bez strat w ludziach i sprzęcie). Całą drogę powrotną mieliliśmy asfalt, co odczułem dość szczególnie, a to za sprawą opon (Conti Survival Pro, 2.3″)… Brrr, nigdy więcej!

24 zdjęcia:


Trasa do Lipowca jest dość oklepana, więc obyło się bez fotek. A na zamku zawiało egzotyką - na fotce Happy China Boy ;-)


Lipowiec w pełnej okazałości. Temat dość oklepany...


Zbliżenie na wieżę... to również dość oklepane...


Ponieważ mamy już dość tego klepania kierujemy się na zamek Tęczyn w Rudnie pospolicie nazywany Tenczynkiem. Po drodze mijamy polskie Roswell...


Po dotarciu na zamek rozbijamy "obóz", wśród całej rzeszy turystów...


... i zabieramy się za zwiedzanie. Zamek jest dość specyficzny, aby wszystko obejrzeć nieraz trzeba wspinać się trochę po murach. Te schody były wyjątkiem.


Wieża od spodu. Szkoda że nie da się w prosty sposób dostać na samą górę...


To sem ja.


Alleluja ;-)


Bulaj?


Jedna z baszt widziana ze środka w dół...


...i do góry...






















Panorama na zamek z jednego z murów.


Jeszcze rzut oka na góry... I pora wracać do domu na obiadek :) Pozdrawiam!

Trasa: Jaworzno – Byczyna – Libiąż – Żarki – Rezerwat Bukowica – Zamek Lipowiec – Kamionka Mała – Regulice Górne – Nieporaz – Zamek Tęczyn – Nieporaz – Bolęcin – Piła Kościelecka – Chrzanów – Byczyna – Jaworzno (~82 km)

Historyczne spotkanie

Niedziela, 8 lipca 2007 · Komentarze(1)
8 lipca podjąłem kolejną próbę przejechania całej “mega trasy” w Beskidzie Śląskim. Tym razem moim jedynym towarzyszem był Jar Jar, który w tym sezonie powrócił do jazdy na rowerze w wielkim stylu. Początek właściwej trasy nie nastręczył nam problemów, bogatszy o doświadczenia z poprzedniej wycieczki nie pogubiłem trasy, dzięki czemu pod strategicznym sklepem byliśmy półtorej godziny wcześniej niż ostatnio. Jednak dojazdówka do początku trasy pokazała jak w górach wszystko zmienia się z dnia na dzień. To co było łagodnym zjazdem przerodziło się w błotne zapasy urozmaicone przenoszeniem rowerów nad ściętymi drzewami. Za to końcówka tego zjazdu, która 2 tygodnie wcześniej zmusiła mnie do zejścia z roweru, była teraz wysypana grubym żwirem przez co całkowicie sucha i przejezdna.

Druga część trasy rozpoczęła się makabrycznym podjazdem na Skrzyczne. 11 km serpentyn bardziej niż nogi osłabiło psychikę. Po olbrzymiej stracie czasu (bo tylko tak można nazwać ten odcinek) dotarliśmy na szczyt. Droga ze szczytu była już o wiele ciekawsza, może dlatego, że w większości prowadziła w dół. Niestety nie mogliśmy delektować się najciekawszymi technicznie fragmentami, ponieważ nieubłaganie zbliżała się godzina odjazdu pociągu. Koniec końców musieliśmy odpuścić ostatnie kilka km trasy i szybkim trawersem a następnie asfaltem pędzić do Wisły – na miejscu czasu starczyło tylko na kupno biletów i browarka na drogę…

18 zdjęć:


Poranek zaczął się od podgrzewanej herbaty. Po posiłku postanowiłem umyć po sobie naczynia, co, biorąc pod uwagę godzinę (5.30), śpiących domowników oraz ilość wytwarzanych przez tą czynność dźwięków, można było nazwać sportem ekstremalnym.


Fotka upamiętniająca historyczne spotkanie. Ostatni raz taki team był w górach w rejonie 2004 roku... Paweł ma jeszcze zadowoloną minę, a ja głośno zastanawiam się co wyjdzie z tego zdjęcia.


Pierwszy poważny podjazd. Paweł tryska energią i rozrywa łańcuch.


Po to się czyści łańcuch, że jak jest brudny to strzela i trzeba go potem spinać.


Po skuciu zaczyna go zakładać - kombinuje, bo wziął się za to od dupy strony ;-)


Kochamy takie tabliczki ;-) Na szczęście nic nas nie ścięło, my też nic nie zerwaliśmy (jeszcze...)


Panorama "Pod upośledzonym drzewem". Szczyt Gawlasa, przed nami widać Magurkę Wiślańską.


Oczami robaka. Ciągle jeszcze Gawlas.


Tutaj wreszcie Paweł postanawia coś zerwać. Znów pada na łańcuch. Ku mojemu zaskoczeniu wyciąga z plecaka zapasowy. Ku jeszcze większemu zaskoczeniu mówi, że ma jeszcze zapasową przerzutkę tylną... respect ;-)


Się zerwało, się zakłada...


Kolejna panorama, tym razem ustrzelona pomiędzy Magurkami Wiślańską a Radziechowską. Gdzieś w tle majaczy Velky Rozsutec i Stoh.


Między poprzednim zdjęciem a tym, działo się mnóstwo fajnych rzeczy, dla których nie warto było schodzić z roweru, był też jeden masakryczny podjazd, który w większości (może przesadzam) pokonaliśmy obok rowerów. Skrzyczne.


Paweł obok bardzo zaaferowanej sobą pary. W tle Babia Hora.


Widok ze Skrzycznego. Zupełnie tak ładny jak na okładkach 80% wydawnictw kartograficznych o Beskidzie Śląskim.


Pomiędzy Skrzycznem a tym zdjęciem też działo się mnóstwo interesujących rzeczy, łącznie ze stwierdzeniem, że do pociągu jeszcze godzina a my wciąż w lesie.


Błyskawiczna pani konduktor. Aparat miał biedę ostrość złapać ;-)


"Lekko przykurzone". Po rowerze Pawła niewiele widać. Coś się chłop obijał...


Nawet w pierwszej klasie nie ma takich warunków ;-) Swoją drogą, była to pierwsza podroż powrotna, która nie skończyła się dla mnie bólem głowy - dotychczas zawsze byłem zmuszony do siedzenia na słońcu.

Trasa: Wisła Głębce – Wisła Czarne – Cieńków Wyżni (957) – Gawlas (1077) – Magurka Wiślana (1140) – Magurka Radziechowska (1108) – Radziechowy – Twardorzeczka – Ostre – Skrzyczne (1257) – Malinowska Skała (1152) – Przełęcz Salmopolska – Wisła Malinka – Wisła (~70 km) + dojazdy (~30 km)