Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2008

Potrójne dostrajanie

Niedziela, 27 kwietnia 2008 · Komentarze(10)
Pierwsza trasa w górach w tym sezonie! To było coś na co czekałem całą zimę. Na objazd cząstki Beskidu Śląskiego wybrałem się ze znanym mi tylko z sieci Bodźkiem i jego kolegą. Wyszło tak, że każdy z nas był w górach pierwszy raz w sezonie i pierwszy raz na nowym sprzęcie – przez pewien czas każdy dostrajał pod siebie swój rower upuszczając czy dobijając powietrza w amortyzatory. Na dobry początek sezonu łatwa trasa – niezbyt wymagająca zarówno technicznie jak i kondycyjnie, ale dająca mnóstwo frajdy z jazdy. Zaczęliśmy w Ustroniu Polanie, skąd asfaltową drogą podjechaliśmy pod schronisko na Równicy. Za schroniskiem, na niebieskim szlaku jest świetny kawałek, lekko pod górkę, a cała droga (jaka droga?) jest zasłana różnymi, raczej sporymi korzeniami. Podjeżdżając tam zrozumiałem po co kupiłem taki a nie inny rower. Zresztą pozwolę sobie zacytować słowa Bodźka, które chyba najlepiej oddają radość z jazdy na fullu tym odcinkiem: “Wy też wybieraliście te największe korzenie?”. Dalej kilka zjazdów i podjazdów, i znaleźliśmy się na Trzech Kopcach Wiślańskich. Zjazd żółtym szlakiem w stronę Przełęczy Salmopolskiej jest rewelacyjny – szybki i gładki, niestety kończy się pchaniem roweru a końcówka tego pchania, ze względu na nachylenie daje solidnie popalić. Na przełęczy podjęliśmy decyzję o przejechaniu czerwonego szlaku przez Kotarz na Karkoszczonkę, i dalej na Klimczok. Szlak jest bardzo fajny, jednak noga już nie podawała tak jak rano, i przy większych górach po prostu pchaliśmy rowery. Szczególnie dobijający był zielony szlak z Karkoszczonki na Przełęcz Siodło (pod Klimczokiem) – niby łatwy i niezbyt stromy, lecz tak monotonny, ze po prostu nie chciało się tam jechać. Dodatkowo za plecami rozciągały się wspaniałe widoki na Skrzyczne i jego okolice. Koniec końców wylądowaliśmy w schronisku, a następnie zaczęliśmy szaleńczy zjazd niebieskim szlakiem – co prawda był zniszczony zwózką drzewa, ale… na początku trochę śniegu i błota, generalnie dość grząsko. W dalszej części super szeroka, raczej gładka droga na której można było puścić klamki i po prostu grzać przed siebie. W ramach urozmaicenia szlak na chwilę zamienił się jeszcze w wąską kamienistą ścieżynę w lesie, po czym znów przyjął postać lekko opadającej szerokiej drogi. I tak niemalże do dworca PKP w Wilkowicach gdzie zakończyliśmy wycieczkę...

Zapraszam do galerii zdjęć z wycieczki:


Widoczek z pierwszego punktu wycieczki - Równicy. W dolinach jeszcze mgły...


Równica jako taka. Sam szczyt sobie odpuściliśmy, wjeżdżanie tam było by po prostu sztuką dla sztuki...


Sprzęt relaksuje się po podjeździe ;)


Jeden z uczestników - Marcin.


Drugi uczestnik - Bodziek. Trzeci byłem ja.


W połowie podjazdu na Orłową jest chwila na odsapkę i łapanie widoczków na matrycę.


Za Orłową jest to, co rowerzyści lubią najbardziej ;)


Cytując Bodźka - właściwe rowery na właściwym miejscu.




Ostatnie metry przed Telesforówką na Trzech Kopcach Wiślańskich.


Panoramka z Trzech Kopców Wiślańskich.


Skrzyczne po raz pierwszy.


Żółty szlak za Trzema Kopcami - coś pięknego.


Końcówka żółtego szlaku - całe piękno gdzieś uciekło... ;)




W cieniu zalega jeszcze śnieg...


Południowe stoki skąpane z kolei w słońcu.




Tuż po mocnym kamienistym zjeździe - z dołu góra (po prawej) robi niezłe wrażenie.




Skrzyczne po raz drugi.


Skrzyczne po raz trzeci - nieco szerzej.


Końcówka cieplejszej części dnia, godzina 19. Do cywilizacji wciąż daleko...

Zapraszam także do obejrzenia galerii Bodźka na jego stronie.

Trasa: Ustroń Polana – Równica – Orłowa – Trzy Kopce Wiślańskie – Przełęcz Salmopolska – Kotarz – Przełęcz Karkoszczonka – Przełęcz Siodło (pod Klimczokiem) – Wilkowice Bystra (~47 km)

Piątek i niedziela

Niedziela, 13 kwietnia 2008 · Komentarze(2)
W piątek wiosna niczym Chuck Norris znokautowała wszystkich kopniakiem z półobrotu. 20 stopni, słońce i brak wiatru przywodziły na myśl raczej połowę czerwca niż początek kwietnia. Do pełni szczęścia nie brakowało dosłownie nic, ponieważ tak się złożyło, że w tym dniu miałem urlop. Grzechem było by więc spędzenie tego czasu w sposób inny niż jazda na rowerze – szczególnie, że rower jeszcze nowy ;) Niestety zmuszony byłem do samotnej jazdy, stąd też najsensowniejszym pomysłem było objechanie lokalnych ścieżek, składających się w czerwony szlak pieszy, tworzący pętlę obejmującą (mniej więcej) całe Jaworzno. Teren raczej prosty, ale po pierwsze – teren, a po drugie przejechanie całości powoduje pojawienie się na liczniku ponad 60 km. Ze względu na pewne ograniczenia czasowe nie przejechałem szlaku w całości, ale dystans ciut powyżej 50 km nie był wcale najgorszy. Kolejna wycieczka wypadła dopiero w ostatnią niedzielę, i w pewnym względzie różniła się od poprzedniej diametralnie – było zimno i mokro. Plan z którego nie wyszło absolutnie nic zakładał poranny wyjazd z ekipą do Kazimierza Górniczego (Sosnowiec), niestety deszczowy poranek nie nastrajał nikogo na jazdę. Znośnie zrobiło się dopiero po południu, i około godziny 15 wyruszyłem sam w stronę Sosnowca. Trasa, którą obrałem bardzo powoli zbliżała mnie do wyznaczonego celu, ale była dość ciekawą kompilacją rozmaitych ścieżek które lubię. Koniec końców do Kazimierza jako takiego nie trafiłem, ale zadowolony z jazdy, z dystansem 37 km wróciłem do domu. Przyszły tydzień zapowiada się bardziej interesująco...

Zapraszam do galerii (24 zdjęcia):


Zalew Tarka - już nikt nie pamięta jego świetności...


Jedna z setek żab.


Czysta energia.






Klimat trochę jak z Fallouta - tyle, że tam były problemy z wodą.


Sosina skąpana w zachodzącym słońcu.




Kolejnej wycieczce towarzyszyła zgoła inna pogoda.


Cały czas nad głową wisiały mi ciemne chmury.




Droga jak do raju. Intensywność zapachu wprost proporcjonalna do ilości...








Szyny gdzieś na Maczkach. Pora myśleć o powrocie do domu.


Jeszcze tylko fotka choinek.


I jeszcze jedna ;)






Swoją przygodę z amorami również zaczynałem od RS.


Rwąca i cuchnąca - Biała Przemsza dwoma słowami...


Wpaść pod takie coś to raczej żadna przyjemność.


Kolos, ale z jaką prezencją.

Trasa 1: Czerwony szlak pieszy (tylko Jaworzno), Centrum – Grodzisko – Byczyna – Jeleń – EJ III – Łubowiec – Długoszyn – Sosina – Centrum (~50 km)

Trasa 2: Jaworzno Centrum – Dobra – Warpie – Osiedle Stałe – Długoszyn – Sosnowiec Maczki – Jaworzno Szczakowa – Dobra – Centrum (~37 km )

6.0

Sobota, 5 kwietnia 2008 · Komentarze(11)

Powiadają, że wystarczy bardzo chcieć, a cały świat po cichutku pomaga realizować to co się chce. Od dłuższego już czasu chciałem stać się wreszcie szczęśliwym posiadaczem fulla. Dodatkowo, po tym jak miałem okazję pobujać się na Giancie Trance wiedziałem już czego chcę – Maestro. Jednak ceny zawsze były zbyt zaporowe. Aż w końcu… Trafiła się okazja, właściwe miejsce właściwy czas. Od kilku dni posiadam rower z wymarzonym zawieszeniem i to nie byle jaki – Reign 2. Może skończę na tym, bo po dzisiejszym docieraniu sprzętu w kamieniołomach sam miód leje mi się z ust w stronę roweru. Zamiast pierwszych wrażeń zacytuję dialog z kumplem, z którym spotkałem się dziś w sklepie rowerowym:

Po dokładnym zgnojeniu roweru (“męskich nie było?” itp.) wychodzimy na zewnątrz – Ja i Marek:

M: Czterozawiasy są kijowe, szybko luzy łapią.
J: …
M: Daj się przejechać.
J: Masz.
M (po chwili): Ty, no fajnie ci ten tył pracuje.

Kijowe są ;)

Jeszcze fotka całości: