Wpisy archiwalne w kategorii

Jura Krakowsko - Częstochowska

Skały Podlesickie

Sobota, 5 lipca 2008 · Komentarze(0)
Skały Podlesickie to miejsce zupełnie odjechane. Pod każdym, najmniejszym względem. To miejsce tak odjechane, że nam... nie udało się tam dojechać. W założeniach mieliśmy przejechanie trasy z Olsztyna do Zawiercia jak najciekawszymi szlakami. Można by to zrobić korzystając cały czas z czerwonych kreseczek, jednakże szlak ten wiedzie miejscami przez mało interesujące tereny – zdarza się asfalt, albo nudne szutry. Dlatego też postanowiliśmy korzystać naprzemiennie ze szlaków czerwonego i niebieskiego, które krzyżują się ze sobą dość często. Na samym początku oczywiście zgubiliśmy czerwony i podjechaliśmy jeszcze kawałek żółtym, ale okazał się być całkiem ciekawą opcją. Punktem zwrotnym dla całej wycieczki okazały się ruiny zamku Ostrężnik, z których nie dość, że nie zostało chyba zbyt wiele (udało się nam wypatrzyć resztkę muru na wysokiej skale) to jeszcze dokładnie tam pojechaliśmy zakładanym szlakiem niebieskim, tyle że w odwrotnym do zakładanego kierunku. Szlak na początku był świetny, potem niestety zrobił się beznadziejny aż w końcu zmienił się w asfaltową drogę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ciągle byliśmy przekonani o słuszności obranego kierunku. Okrutną prawdę odkrył Kartonier, w miejscu gdzie szlak wreszcie skręcał w teren:

- Chłopaki, czy my już tędy nie jechaliśmy? Jakoś tak podobnie tu jest.

Byliśmy gotowi wmówić mu, że tu wszędzie jest podobnie, jednak rzut oka na mapę rozwiał wszelkie nadzieje. Wróciliśmy prawie pod sam Olsztyn. Kwintesencją pecha była mocna gleba Kartoniera przy próbie skoku z hopy wykorzystującej jako najazd przewrócone drzewo. Obyło się bez strat w ludziach, ale wyglądało to nieciekawie. Aby nie było całkiem beznadziejnie udało nam się wskoczyć do auta w ostatniej chwili przed solidną burzą, która przetoczyła się nad Jurą. Gdyby takie coś złapało nas podczas jazdy w terenie to nie byłoby nam pewnie zbyt wesoło… Mam tylko nadzieję, że kiedy wybierzemy się na Skały Podlesickie kolejny raz (pewnie wczesną jesienią) to już nic nie pokrzyżuje na planów :)

Tymczasem zapraszam do galerii:


Nie ma to jak dobrze zacząć. Stwierdziliśmy, że w razie czego nie będzie daleko ;)


Zostawiamy za sobą zamek w Olsztynie, na który nie zostaliśmy wpuszczeni i jedziemy w stronę Sokolich Gór.


Jura, jak widać....


Początek szlaku jest wybitnie lajtowy.




Sielsko...


Przez Sokole Góry przebijamy się dość szybko, i jadąc dalej lekkimi szutrami docieramy do coraz ciekawszych miejsc...


Z ziemi zaczyna wystawać coraz więcej skałek...




W końcu docieramy do miejsca gdzie decydujemy się na małą sesję foto.














Wcale nie wyglądam jakbym był przyklejony ;)


Panie na prawo, Panowie na lewo ;)


Szlak niebieski - ciągle myślimy, że jedziemy dobrze...


Po tym zdjęciu można już przypuszczać, że skok Kartoniera nie skończy się dobrze - tylne koło jeszcze na wybiciu, przednie dziwnie opada w dół... po sekundzie Kartonier zamiata klatą podłogę...


Znów Sokole Góry, tym razem w zdecydowanie lepszym kierunku. Grzeje Dezerter.


Dojeżdżamy z powrotem pod zamek w Olsztynie, tym razem wspinamy się na górę ścieżką od tyłu - gdzie nie było bramkarzy.




Zamku nie zostało już wiele. Jakieś ruiny tylko ;)






Za to widok ze wzgórza zamkowego jest przedni - pełne 360 stopni.


Chłopaki nie mieli jakoś entuzjazmu na sesję foto na skałkach...


...dlatego cykam tylko kilka fot z szerokiego kąta...


...w stylu "alpejskim" - tylko gór brakuje.


Do auta pakujemy się dosłownie w ostatniej chwili - przez połowę drogi powrotnej wycieraczki nie nadążają ściągać wody z szyb...

Trasa: Olsztyn – Sokole Góry – Zrębice – Złoty Potok – Ostrężnik – Suliszowice – Siedlec – Zrębice – Sokole Góry – Olsztyn

Jurajska masakra

Niedziela, 1 czerwca 2008 · Komentarze(0)
Pierwsza tegoroczna wycieczka z Kasią w założeniach miała być lajtowym wypadem na Jurę Krakowsko – Częstochowską. Jak się okazało, była taka tylko w założeniach. Wszystko zaczęło się niewinnie, na stacji PKP w Rudawie, gdzie wytoczyliśmy się z pociągu na wprost zbyt dobrą pogodę. Niemalże bezchmurne niebo, do tego temperatura sporo powyżej czerwcowej średniej. Plan zakładał przejazd pod Maczugę Herkulesa i Zamek w Pieskowej Skale, niestety wyobrażenia Kaśki i moje o szczegółach tego planu odbiegały dość znacznie od siebie, a dodatkowo wszystko potoczyło się jeszcze innym torem. Pierwsza połowa wycieczki była mimo wszystko bardzo przyjemna, piesze szlaki na Jurze są bardzo interesujące, a dolinki którymi jechaliśmy – Będkowska i Sąspowska (w szczególności ta druga) bardzo urokliwe. Wszystko było by dobrze, gdyby wyprawa zakończyła się po dotarciu do planowego celu wycieczki. Niestety, trzeba było jechać dalej – do Krakowa, skąd pociąg miał zabrać nas do domu. Spod Krakowskiej Bramy do Krakowa wiedzie czerwony szlak pieszy, wg oznaczeń ma ciągnąć się przez 16 km – czyli niezbyt długo. Nam udało się jednak zgubić go dość szybko, i zafundowaliśmy sobie sporą dawkę jazdy Drogą Krajową nr 94 – zdecydowanie odradzam tą miejscówkę ;) Dotarcie do dworca PKP także zajęło nam sporo czasu, w szczególności że każda napotkana osoba proponowała inną drogę. W końcu na drodze, którą polecił nam taksówkarz spotkaliśmy sakwiarza z Jaworzna (sic!), który zaciągnął nas do upragnionego celu. Pozdrawiamy :) Na dworcu spędziliśmy dokładnie 4 minuty – w dodatku biegnąc na pociąg. Końcówka dała mocno popalić, i w pewien sposób stawiała całą wycieczkę w gronie tych niezbyt udanych. Mam nadzieję jednak, ze z biegiem czasu uda się zapomnieć wszystko co złe i z Jurą będą związane miłe wspomnienia… Póki co, zapraszam do galerii zdjęć, które na szczęście wyszły całkiem nieźle…


W pociągu, uradowani, jedziemy na spotkanie z nieznanym...


Kładka dla pieszych w Trzebini.


Już całkiem blisko celu. Gdybyśmy wiedzieli jak się wszystko potoczy miny pewnie byłyby nieco inne...


Tymczasem wytaczamy się z pociągu w Rudawie. Jest niesamowicie gorąco.




Kasia stwierdza że na zaschnięte usta dobry i izotonik :)


Ta górka wyglądała jak stok narciarski w skali 1:10. Jedynie nastromienie było w skali 1:1 - dobrze, że szlak nie prowadził do góry.




Jurajski krajobraz.




Aparat zawsze mocno spłaszcza... Tam w dół było baardzo w dół :)


Kolejny jurajski krajobraz.


Czy mówiłem już, że aparat spłaszcza? Ten trawers był taki, że sam schodziłem...


Są zdjęcia typu "odszukaj rowerzystę". To jest typu "odszukaj drogę" ;)


Kolejny przyjemny, choć lekko eksponowany (co prawda na drzewa i krzaki) trawersik.


Stan tego powalonego drzewa pozwala przypuszczać że wszystkie poprzednie także nie zostaną szybko uprzątnięte... a szkoda, bo w tym lasku niebieski szlak miał postać rewelacyjnego singla.


W Dolinie Będkowskiej załapujemy się na zawody. Nie startujemy oczywiście, ale korzystamy z wygodnego miejsca na popas :)


Wysoka, albo Sokolica, nie pamiętam w tej chwili. Ogólnie - jurajski krajobraz ;)


Niebieski pieszy szlak w OPN to mocny zjazd w dół brukowaną dawno temu drogą z dużą ilością skalnych schodów i tego typu atrakcji. Olbrzymia ilość pieszych i śliskie skały każą bardzo uważać... albo odpuścić.


Cokolwiek nieostre, ale dobrze oddaje ogrom skał. To nie jest flisz w górach.


Brama Krakowska. Upiększających ją "artystów" powiesiłbym nagich za jaja w Jaskini Łokietka (średnia temperatura w roku 8*C, do tego sporo nietoperzy)


Kawałek za Doliną Sąspowską. Jakieś ptaszysko wypatruje zdobyczy.


Jurajski krajobraz...


Wreszcie jest - Maczuga Herkulesa. Ostatnio widziałem ją w podstawówce, jakieś 14 - 15 lat temu...


Zamek w Pieskowej Skale...


I ostatni jurajski krajobraz na fotce, dalej było już tylko darcie do Krakowa i przebijanie się przez to okropne miasto aby w ostatniej chwili wskoczyć do pociągu. Nigdy więcej takiego finiszu.

Trasa: Rudawa – szlak niebieski przez Dolinę Będkowską – Brama Krakowska – szlak żółty przez Dolinę Sąspowską – Sąspów – Pieskowa Skała – Ojców – szlak czerwony przez Doline Prądnika – Wielka Wieś – DK nr 94 do Krakowa – Kraków (~66 km)