Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2010

Pomarańczowy Las

Sobota, 27 lutego 2010 · Komentarze(10)
Wszystko zaczęło się od tego, że meteo.pl dało ciała i zapowiedziało na dzisiaj deszcz. Wstałem więc przed godziną jedenastą - szybki rzut oka za okno uświadomił mnie, że jednak nie pada. Nie chciało mi się solidnie, ale wrzuciłem na ruszt kanapki i wyruszyłem na rundkę po okolicy Cieszyna. Czasu miałem około dwie godziny...

Zapraszam do galerii (14 zdjęć):


To jeszcze podczas śniadania, gdy analizowałem mapę powiatu cieszyńskiego zastanawiając się gdzie jechać. Widok z okna.


Swoją drogą, ciekawe kiedy będę mógł wyjechać bez mapy, jeździć kilka godzin i nic mnie nie zaskoczy. Oby nigdy - to by znaczyło że czas na kolejną przeprowadzkę ;)


Wlokę się asfaltami, najpierw Pogwizdów, potem dojazd do Hażlacha... Śniegu jeszcze sporo miejscami.


W lasach mnóstwo. Ale wszystko intensywnie się topi, przydrożne rowy są równie rwące jak rzeczka na zdjęciu.


Rolnicze krajobrazy, między Cieszynem a Hażlachem jest mnóstwo podobnych do tego obrazków.


A na asfalcie jeden wielki syf. Trzeba się solidnie pilnować na szybszych winklach, bo o poślizg w takich warunkach nie trudno.


W końcu całkiem przypadkowo trafiam na Pomarańczowy Las.


Ostatnio byłem tu późną jesienią, i niestety nie robiłem zdjęć. Teraz nieco mniej pomarańczowy, ale i tak robi wrażenie.


Rosną tu niemalże same buki, które usypały solidny dywanik z liści. Miękko pod butami, na rowerze tylko w dół.


Znalazłem nawet jakąś starą hopę :) Próba podjechania z tego miejsca z powrotem do asfaltu zakończyła się fiaskiem, liście uniemożliwiały przejechanie choćby metra.


Grzecznie pcham rower do asfaltu i jadę dalej. Po drodze tylko fota z mostku.


Za Pomarańczowym Lasem czeka na mnie solidny podjazd, kończący się we wsi Zamarski. Wsi marketingiem silnej, jak widać ;)


W wiosce skręcam nie tam gdzie trzeba, i trafiam na ulicę Rajdową. Z początku nazwa wydawała mi się zupełnie do niej nie pasująca...


Widoki sugerowały by nazwanie jej ulicą Widokową... ale potem... szalony zjazd najeżony serpentynami niemal 180* doprowadza mnie pod sam Cieszyn.

Niestety od strony Pastwisk, gdzie seria krótkich ale solidnych asfaltowych ścianek rozpala ogień w udach i wbija igły w płuca...

Pozdrawiam i do następnego!

Trasa: Cieszyn - Podwizdów - Hażlach - Zamarski - Cieszyn (~22km)

Nowe zabawki - odsłona druga

Środa, 24 lutego 2010 · Komentarze(2)
Kategoria Blog, Sprzęt
Przenoszenie starych wpisów idzie mi dość opornie ostatnio, nastrój jakiś taki nijaki, na rower wyjść ledwo rano się nie chce, a po pracy już robi się ciemno zaraz... W ramach wietrzenia mózgu urwałem się więc z pracy 30 minut wcześniej i poszedłem do pobliskiego sklepu rowerowego, gdzie za bilety Narodowego Banku Polskiego zakupiłem takie oto cuś:



Kasetę Shimano Deore XT, rozstaw 11-34, zapakowaną w ładne czarne pudełeczko. Pozostaje mi teraz uzbroić się w cierpliwość, w poniedziałek ma pójść do Shimano zamówienie na resztę moich gratów (buty i pedały, łańcuch) - kiedy one wpadną w moje łapska nastąpi oficjalne przebudzenie Smoka na sezon 2010 ;)

I jak nie zapomnę to zrobię mu jakieś foty aby się pochwalić ;)

Nowe zabawki

Piątek, 19 lutego 2010 · Komentarze(5)
Kategoria Sprzęt
Przygotowania roweru do sezonu 2010 czas zacząć :) W tym roku co prawda wielu zmian nie będzie, postanowiłem wydać więcej na wyjazdy niż na sprzęt. Na razie gotowy jest kokpit, na wymianę czekają jeszcze pedały, kaseta i łańcuch. Już niedługo będę mógł pokazać zdjęcia całego roweru :)

Wracając do kokpitu - kierownica to zakupiony na allegro za śmieszne pieniądze nowy Syncros Gain 7075, niestety okazało się że dość wąska - jedynie 630mm. Pozycja jest niby ok, ale zobaczymy w terenie. Do tego miał dojść biały mostek Truvativ AKA lub Pro FRS - skończyło się jednak na czarnym Truvativie XR, który był dostępny od ręki, miał wymagane parametry i był tańszy od wymienionych o 1/3. Wygląda też całkiem przyzwoicie. Muszę jeszcze kupić nowe korki do kierownicy bo stare nie chcą pasować - nie są przygotowane na współpracę z kierownicą o tak cienkich ściankach i po prostu nie chcą się w niej zblokować - wypadają :)

Kilka zdjęć szpeju:





Oh Shit!

Poniedziałek, 15 lutego 2010 · Komentarze(3)
Kategoria Blog
Właśnie dostałem maila, w którym stoi:

"Przypominamy, że za 21 dni upływa termin wygaśnięcia abonamentu za Państwa konto (...)"

Ponieważ przedłużać nie mam zamiaru, wychodzi, że mam 21 dni na uzupełnienie tutaj dwóch lat rowerowania. Będą długie noce, coś czuję ;)

Okolice Baraniej Góry... kopytem

Niedziela, 14 lutego 2010 · Komentarze(5)
Intensywnie zająłem się ostatnio uzupełnianiem wpisów na blogu (już cały 2009 rok przeniesiony) a tu z-cicha-pękł pojawiła się okazja na nowy, aktualny wpis :) Okazja może mało rowerowa, choć coś wspólnego z rowerami miała - tereny jakie przyszło mi odwiedzić eksploatowałem w sezonie 2009 na rowerze i to bardzo intensywnie. Mowa o Kubalonce, Stecówce i bliższych okolicach Baraniej, a wszystko widziane z sań... Moja Luba na Walentynki zarezerwowała nic nie mówiąc dwa miejsca na organizowanym przez PPG kuligu. Atrakcje: przejazd wypaśnym (miał nawet aneks kuchenny) autokarem, godzina czekania na mrozie na sanie, pijany woźnica, 1.5h jazdy saniami, rewelacyjna atmosfera, klimatyczne widoki, grzane wino, kiełbacha z ogniska i śpiewanie dziwnych piosenek. Najbardziej w pamięć, chyba ze względu na częstotliwość występowania, zapadła mi taka:

Hej, tam pod lasem coś błyszczy z dala
Banda cyganów ogień rozpala

Goń stare baby, goń stare baby, goń stare baby do lasa
Goń stare baby, goń stare baby, goń stare baby, goń


Część atrakcji starałem się uwiecznić na fotkach, zapraszam do galeryjki (20 zdjęć):


Po godzince jazdy jesteśmy na miejscu. Szybka czekolada na gorąco i jako że czasu jeszcze 40 minut ruszamy na spacer.


Trzeba zrobić kozackie foty "Tu byłam".


Równie kozackie "Tu byłem" - aż żałuję, że usunąłem konto na NK :>


Oraz kilka nieco bardziej "ambitnych". Tutaj droga, symbolizująca... a zresztą.


W końcu ruszamy i od razu jest jak w rosyjskiej bajce. Im dalej w las, tym straszniej.


Wszechobecna mgła przybiera na sile z każdym metrem zdobywanej wysokości. Klimat jest niesamowity.


Jedziemy w pierwszych saniach, w porównaniu do tych jadących za nami (na fotce) mamy niezły luksus - kabriolet.


Towarzystwo umila sobie czas rozmowami, śpiewaniem oraz spożywaniem, w tempie około litra na godzinę (to ostatnie nie dotyczy dzieci, one nie spożywały ;))


Tematy rozmów zahaczyły też o olimpiadę w Vancouver, panie próbują swych sił w bobslejach.


A dokoła szumi las ;)






Jedzie się tak dobrze, że doganiamy nawet grupy wcześniejsze.


Niewiele one jednak nas obchodzą (prócz tych jadących z przeciwka, którym można pomachać i zaintonować "Goń stare baby..." ;)


Co ciekawe wszyscy jadący z przeciwka krzyczeli "nie jedźcie tam". Nie wiem czy wiedzieli, że tam jednak nie jedziemy. Większość kończyła na Stecówce, u nas plan zakładał dojechanie do Wisły Czarne.


Klimat!








W końcu dojeżdżamy do celu. Kiełbaska, winko i tańce do "Mydełka Fa". Ech, co tu dużo mówić ;)

Tropiąc króliki*

Niedziela, 7 lutego 2010 · Komentarze(4)
Dziś pierwsza dłuższa wycieczka sezonu. Meteo.pl podało że jest -10, jednak w słońcu wydawało się być znacznie cieplej. Wyciągnąłem więc Pomykacza z piwnicy i ruszyłem w świat ;) Uzbierało się łącznie 5h przebywania poza domem, jadąc na rowerze, prowadząc rower czy wreszcie ciągnąc go za sobą. W planach miałem Równicę, ale nie wyglądała zachęcająco, więc odpuściłem na rzecz eksploracji bliższych okolic. Wybór padł na Jasieniową, niewielką (521 m npm) górkę w okolicach Goleszowa. Dojazd jej stóp jest bardzo wygodny, niestety potem zaczynają się schody... Koniec końców pokonałem wzniesienie i dojechałem do domu robiąc ładną pętelkę.

Trasa: Cieszyn - Bażanowice - Goleszów - Jasieniowa (521) - Dzięgielów - Puńców - Cieszyn

Szczegóły w fotorelacji niżej:


Nie odjechałem daleko od Cieszyna, a już musiałem się zatrzymywać i wyciągać aparat...


Swoją drogą, skorupa śniegu na pierwszym planie była na tyle twarda, że od biedy można było jechać tam na rowerze. Jednak każdy gwałtowny ruch kończył się zapadnięciem po piasty w śniegu :)


Tuż za Goleszowem taki widok kazał mi porzucić plany wjechania na Równicę. Wybrałem eksplorację.


Zaczyna się nieźle. Lajcik. Jednak im wyżej, tym koleiny bez lodu węższe. W końcu zniknęły zupełnie...


Przebijam się pieszo przez śnieg po kolana. Na szczęście widać, ze kilka dni wcześniej ktoś tędy szedł - zgodnie z przewidywaniami śnieg jest tam bardziej ubity i nie zapadam się. Na górze herbatka z termosu w pięknych okolicznościach...


Gdzieś tam z doły przyszedłem. W tle widać góry, które odpuściłem.


Tymczasem do szczytu jeszcze spory kawał. I przedzieranie się przez krzaczory.


Podziwiam jeszcze chwilę widoki...


Niby zimno, ale w końcu nigdzie się nie spieszę.






A jest na co popatrzeć.


W końcu ruszam dalej. Kilka metrów wyżej trafiam na stokówkę, która teraz jest wąziutkim singlem. Podchodziłem kilka razy, ale nie udało się przejechać więcej niż 15 - 20 metrów. Pomyłka o 10 cm kończy się nurkowaniem po piasty w śniegu.


Stokówka skręcała w złą stronę, więc korzystając ze "wskazówek" lokalesów przecinam wzniesienie.


Oczywiście o jeździe mogę zapomnieć, targam rower za sobą.


Po półtorej godzinie widzę cudownie zieloną choinkę... Czy zamarzłem gdzieś po drodze i pukam już do bram raju? ;)


Nie zamarzłem i nie pukam, jednak raj spotykam - da się jechać!


Śnieg twardy niczym beton pozwala osiągnąć spore prędkości. Docieram do znanego mi, czarnego szlaku na Tuł.


Szlaku bardzo dobrze oznakowanego w dodatku - nie sposób się zgubić ;)


Nie jadę jednak na Tuł, lecz do Dzięgielowa.


Po drodze jeszcze kilka fotek...


I docieram do odpowiedniej drogi :)


W Dzięgielowie herbatka na przystanku PKSu. Do domu jeszcze 11.5 km asfaltowania.


Normalnie przejechałbym to w pół godziny - jednak w takich warunkach często zatrzymuję się na robienie zdjęć.


I znów kilka km szosy...


I kolejny zjazd na pobocze dla kilku fotek.


Tutejsza okolica to coś zupełnie innego niż Śląsk, więc wszędzie dopatruję się ciekawych tematów na zdjęcie.


Dodatkowo wszystko pokryte jest równą kołderką śniegu :)


I podświetlone przez słońce, które zaczyna już pomału zmierzać w stronę linii horyzontu.


Jeszcze herbatka i jadę dalej...


Oczywiście z przerwą na fotki :)




W końcu, krętymi drogami docieram do Cieszyna. Do następnego :)

* - wiem, że w lasach zdecydowanie łatwiej o zająca niż królika, ale tytuł "-ąc -ące" mi nie pasował jakoś...