Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Singlowo

Poniedziałek, 27 czerwca 2011 · Komentarze(6)
Single w Śląskim, to brzmi jak kiepski żart. A jednak. Pamiętam, jak kilka lat wstecz znaleźliśmy z Kasią dziwny singiel po czeskiej stronie, w okolicach Nydka. Postanowiłem poszukać go po raz drugi, tym razem jednak jadąc od drugiej strony. Mimochodem okazało się, że zjazd z Wielkiej Czantorii na czeską stronę to rewelacyjna, mocno opadająca wąska ścieżka zmiksowana ze stokówką. Trzeba tylko przebrnąć kilkaset metrów szutrówki i zaczyna się prawie-raj...

Trochę fot:


Zaczynam późno, bo w okolicach 12.30. Śmigam ostro asfaltem w stronę Tułu, pierwszy postój robię po przejechaniu 1/4 trasy, za Dzięgielowem.


Następnie czarnym szlakiem pieszym na Tuł, podjeżdżam wszystko prócz ostatnich schodów z korzeni - miejsce jest mocno zacienione a ziemia gliniasta - rzadko kiedy jest tam jako taka przyczepność. Nie pamiętam by udało mi się podjechać to kiedykolwiek w całości.


Pogoda średnia na jeża, zaczyna trochę kropić. Mało co, a przede mną las, więc stwierdzam, że w lesie będzie mniej padać.


Szutru na Czantorię nie znalazłem do tej pory, ale w gruncie rzeczy 30 minut pchania czy 40 minut jazdy - żadna różnica. Wypych czarnym szlakiem idzie mi całkiem sprawnie, więc nie narzekam. W lesie faktycznie mniej pada :)


W końcu docieram na szczyt, na Wielką Czantorię strzał z łuku, do tego 90% w siodle.


Po drodze niezłe, jak na kiepską pogodę, widoki. Przestaje padać.


Docieram na szczyt, gdzie okazuje się, że mapa została w domu :) Oglądam więc tablicę z mapą i okazuje się, że niepotrzebnie pchałem się na samą górę. Obniżam siodło, zakładam ochraniacze i atakuję czeski szlak oznaczony czerwonymi trójkącikami.


Szlak doprowadza mnie do czerwonego pieszego, który jest wprost rewelacyjny. Polecam każdemu. Singiel na zmianę z łagodną stokówką, ale taką z gatunku naturalnych a nie zwózkowych. Drogi zwózkowe przecina się jedynie w dwóch czy trzech miejscach. Ważne jest, by kierować się biało-czerwonymi kreseczkami, żółto-czerwone to szlak rowerowy, nudny jak flaki z olejem. A na zdjęciu powyżej wspomniany na początku dziwny singiel na czerwonym szlaku. Ogrodzony z dwóch stron :)


Co jest po polskiej stronie - nie wiem, po czeskiej jest natomiast hodowla zwierzyny. Musicie uwierzyć - stały tuż przy ogrodzeniu, jednak cykanie tylnego Hope'a + moja straszna gęba robią swoje. Szkoda że nie mam dłuższego obiektywu.


Na koniec gubię czerwony szlak, ale wracam 1.5km szutrem pod górkę i znajduje skrzyżowanie. I dobrze, bo czeka mnie blisko 20 minut kręcenia fajnym zarośniętym singlem trawersującym kilka małych górek (Babi hora, Jahodna).


Niestety, po wylocie na asfalt nie znajduję szlaku rowerowego i zamiast rolniczych krajobrazów Lesznej pcham się przez śmierdzący industrial Trzyńca.


Na szczęście kawałek za Trzyńcem odbijam z głównej drogi na... singiel prowadzący wałem przeciwpowodziowym Olzy do samego Cieszyna. Całkiem nieźle z tymi singlami jednak jest ;)

Na mapie to wyszło tak: http://www.cykloserver.cz/f/37aa055422/

Pozdrawiam i do następnego :)

Dzień Chemika

Sobota, 18 czerwca 2011 · Komentarze(4)
Pamiętaj chemiku młody, wlewaj zawsze kwas do wody. Jakoś tak to szło. 18 czerwca młodzi i starsi chemicy, wraz z dziećmi/żonami/kochankami/osobami towarzyszącymi (właściwe podkreślić), ruszyli na coroczny rajd rowerowy, organizowany właśnie z okazji Dnia Chemika. Kwasów żadnych nie było, wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującymi zasadami, a było tak, jak obrazują to poniższe zdjęcia i podpisy (podpisy moje, więc rzeczywistość może być nieco skrzywiona ;) )


Lets get this party started. Zaczęło się bidnie, ale po kwadransie akademickim od planowej godziny startu zebrała się całkiem spora grupka zroweryzowanych chemików i niechemików. Ruszyła do przodu policja, za policją ruszyliśmy się i my.


Trasa była bardzo niewymagająca, ze względu na sporą ilość dzieci. Niemniej organizatorom należy się medal z ziemniaka (jak mawiała moja babcia) - każde, nawet najmniejsze dziecko dało radę i momentami miało z tej jazdy mnóstwo frajdy.


Momento. Najmniejsze jechały w fotelikach, więc dawać radę musieli rodzice. Ale te większe dzieci, jak na przykład Fajansik (intensywna kamizelka) dawały radę same i frajdę miały.


A nie mówiłem? Podczas szamania kiełbasek na końcu wycieczki dały się słyszeć głosy aby powrót był tą samą drogą, ze względu na strumienie - dzieciakom się to naprawdę podobało. Na fotce mała specjalistka pokonuję rzekę pełnym pędem. Ale niech waszą uwagę zwróci loża szyderców u góry. Obstawiają czy wyglebi? ;)


To już końcówka, wg orgów ostatni podjazd, 500m do celu. Strzeliłem, że za nim będzie jeszcze rząd ścianek (orgów znam ;) ) i nie pomyliłem się za bardzo. Jedna ścianka się znalazła :)


Znów dzieciak ze Snoopym, w dzieciństwie miałem taki sam rowerek :) Tylko kolor miał jakiś weselszy. Z tyłu moja lepsza połowa, interesujące tło sponsorują czeskie Beskidy.


Tylną straż pełni Andrzej, nad głową czarne chmury, ale jako że organizacja była na poziomie gromy mu się na głowę nie posypały :)


Słabsi ciałem mogli zawsze liczyć na pomoc najbliższych :) Na tym podjeździe rozegrała się też zabawna scenka, kiedy kolega poprosił kolegę (obaj pchali rowery) o zrobienie mu foty - "tylko poczekaj aż zacznę jechać, to ma wyglądać naturalnie" :)


Po spożyciu i zapiciu (spożyciu kiełbasy i zapiciu jej herbatą oczywiście) odłączamy się z Kasią od grupy i ruszamy w swoją stronę. Padło na Tuł. Tu jego dalsze okolice.


A tu bliższe, łąka po lewej to zbocze tej górki. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze przy knajpie na Tule (nieczynna była) i spadamy w stronę domu.


Znajoma stodoła - znak że do chaty jeszcze z 15 minut spokojnego kręcenia.

Uff, to była ostatnia zległa wycieczka, na dniach wrzucę już aktualną - z ostatniej niedzieli. Pozdrawiam i do następnego :)

ENDURO TROPHY Bielsko-Biała

Sobota, 11 czerwca 2011 · Komentarze(4)
Znów wrzucam oficjalną relkę, ale nie mam czasu pisać nic od siebie... Oprócz ET mam jeszcze jeden zaległy wypad, a jutro jadę gdzieś i znów dojdzie coś do kolejki... ech ;) Zaczyn pod niniejszy tekst dał Harry, ja tylko dosypałem mąki, dolałem wody, jaj nie dawałem bo to poważna impreza jest ;), dodałem kilka fotek (wszystkie mojego autorstwa tym razem), zagniotłem, ułożyłem na blasze i takie coś mi wyrosło:

Za nami druga w tym sezonie impreza z cyklu Enduro Trophy. Beskid Mały przywitał zawodników piękną, słoneczną pogodą oraz bardzo wymagającą trasą. Żądni emocji zawodnicy przybyli w sile ponad 100 osób i około godziny 9.00 wyruszyli spod Gminnego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Wilkowicach w kierunku startu pierwszego odcinka specjalnego - podjazdu.

Podjazd dał wszystkim mocno w kość i doskonale pokazał charakter gór, z którymi przyszło się mierzyć. Były wąskie ścieżki, szerokie drogi, troszkę korzeni, sporo luźnych kamieni i kilka stromizn udowadniających, że bez pchania roweru wysokości się w Beskidzie Małym nie zdobędzie. Doskonałym uzupełnieniem podjazdu był trawers – początek to łagodnie falująca droga szutrowa, natomiast druga część to stromy, kamienisty zjazd wymagający skupienia i... większej ilości powietrza w kołach. To tutaj padają pierwsze snejki, a na mecie odcinka bezustannie rozchodzi się zapach przypalonych tarcz i klocków hamulcowych.











Końcówka drugiego odcinka to dopiero początek emocji, ponieważ przed zawodnikami teraz trzy typowo zjazdowe OS'y, z których każdy miał swoja specyfikę i wymagał wzniesienia się na wyżyny swoich umiejętności technicznej jazdy czy panowania nad rowerem przy dużych prędkościach. Na początek agrafki z Gaików, seria ciasnych zakrętów pokonała niejednego, a ze względu na spore nastromienie, spotkania z matką ziemią były tu szczególnie widowiskowe. Kolejny zjazd to flow w czystej postaci. Długie fragmenty single tracka, korzenie, kamienie, ciasne zakręty między drzewami – to wszystko atrakcje tego odcinka. Oczywiście nie obyło się tu bez kilku wywrotek czy kapci...









Na szczęście pomiędzy Odcinkami Specjalnymi są tzw. dojazdówki, gdzie z pełnym spokojem i w doborowym towarzystwie można odpocząć, posilić się i zregenerować zniszczony sprzęt, tudzież podupadające morale. Pojawiają się też głosy (w szczególności na dojazdówce do ostatniego odcinka specjalnego), że można nauczyć się na nich cierpliwości i pokory, oraz porozmyślać nad własnym życiem :)

Ale wszystko co dobre musi dobiec końca, ostatni odcinek to zjazd z Magurki Wilkowickiej – długi, szybki, stromy, z genialną wprost końcówką. Po nim zawodnicy zjeżdżają z powrotem do GOSiRu w Wilkowicach, gdzie można wziąć prysznic i umyć rowery, następnie za pomocą kilku samochodów, zostają wraz ze sprzętem przewiezieni do gościnnego schroniska na Magurce Wilkowickiej – gdzie czeka na nich posiłek, dekoracja zwycięzców, losowanie nagród oraz tak zwany szósty odcinek specjalny – czyli afterparty. Zabawa przeciąga się do późnych godzin nocnych i dla niektórych jest dobrą okazją do zdobycia kolejnych szlachetnych siniaków :)







Drugą edycję Enduro Trophy zdominował Marcin Motyka wygrywając zarówno kategorię  podjazdową jak i zjazdową. Na podjazdach, drugie miejsce zajmuje Kuba Siudut, trzecie Paweł Grzybowski. Na zjazdach rywalizacja była bardzo ostra a różnice czasowe niewielkie, drugie miejsce zajął Mariusz Bryja, na trzeciej pozycji uplasował się Tomek Dębiec. W klasyfikacji generalnej zwyciężył Marcin Motyka, przed Mariuszem Bryją i Tomkiem Dębcem. Zdobywca trzeciego miejsca z Czarnej Góry, Wojtek Koniuszewski, który wystartował również w tej edycji musiał zadowolić się czwartą pozycją.



Reasumując – za nami kolejna udana edycja Enduro Trophy. Gratulujemy zwycięzcom, dziękujemy patronom, sponsorom i gminom, w szczególności Staroście Bielskiemu, Gminnemu Ośrodkowi Sportu i Rekreacji w Wilkowicach, Urzędowi Gminy Wilkowice, Urzędowi Gminy Kozy, Urzędowi Miasta Bielsko-Biała, dziękujemy za gościnę schronisku na Magurce Wilkowickiej, ale przede wszystkim dziękujemy wszystkim startującym – to wy tworzycie ten niezapomniany klimat w trakcie imprezy.

Pełne wyniki zawodów do pobrania tutaj: http://www.horizonfive.com/vault/et_bb_2011_results.zip

Kolejna impreza spod znaku Enduro Trophy już 9 lipca 2011 w Świeradowie-Zdroju. To tam wszystko się zaczęło i choćby dlatego nie może was tam zabraknąć. Zapraszamy!