Dzień Chemika

Sobota, 18 czerwca 2011 · Komentarze(4)
Pamiętaj chemiku młody, wlewaj zawsze kwas do wody. Jakoś tak to szło. 18 czerwca młodzi i starsi chemicy, wraz z dziećmi/żonami/kochankami/osobami towarzyszącymi (właściwe podkreślić), ruszyli na coroczny rajd rowerowy, organizowany właśnie z okazji Dnia Chemika. Kwasów żadnych nie było, wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującymi zasadami, a było tak, jak obrazują to poniższe zdjęcia i podpisy (podpisy moje, więc rzeczywistość może być nieco skrzywiona ;) )


Lets get this party started. Zaczęło się bidnie, ale po kwadransie akademickim od planowej godziny startu zebrała się całkiem spora grupka zroweryzowanych chemików i niechemików. Ruszyła do przodu policja, za policją ruszyliśmy się i my.


Trasa była bardzo niewymagająca, ze względu na sporą ilość dzieci. Niemniej organizatorom należy się medal z ziemniaka (jak mawiała moja babcia) - każde, nawet najmniejsze dziecko dało radę i momentami miało z tej jazdy mnóstwo frajdy.


Momento. Najmniejsze jechały w fotelikach, więc dawać radę musieli rodzice. Ale te większe dzieci, jak na przykład Fajansik (intensywna kamizelka) dawały radę same i frajdę miały.


A nie mówiłem? Podczas szamania kiełbasek na końcu wycieczki dały się słyszeć głosy aby powrót był tą samą drogą, ze względu na strumienie - dzieciakom się to naprawdę podobało. Na fotce mała specjalistka pokonuję rzekę pełnym pędem. Ale niech waszą uwagę zwróci loża szyderców u góry. Obstawiają czy wyglebi? ;)


To już końcówka, wg orgów ostatni podjazd, 500m do celu. Strzeliłem, że za nim będzie jeszcze rząd ścianek (orgów znam ;) ) i nie pomyliłem się za bardzo. Jedna ścianka się znalazła :)


Znów dzieciak ze Snoopym, w dzieciństwie miałem taki sam rowerek :) Tylko kolor miał jakiś weselszy. Z tyłu moja lepsza połowa, interesujące tło sponsorują czeskie Beskidy.


Tylną straż pełni Andrzej, nad głową czarne chmury, ale jako że organizacja była na poziomie gromy mu się na głowę nie posypały :)


Słabsi ciałem mogli zawsze liczyć na pomoc najbliższych :) Na tym podjeździe rozegrała się też zabawna scenka, kiedy kolega poprosił kolegę (obaj pchali rowery) o zrobienie mu foty - "tylko poczekaj aż zacznę jechać, to ma wyglądać naturalnie" :)


Po spożyciu i zapiciu (spożyciu kiełbasy i zapiciu jej herbatą oczywiście) odłączamy się z Kasią od grupy i ruszamy w swoją stronę. Padło na Tuł. Tu jego dalsze okolice.


A tu bliższe, łąka po lewej to zbocze tej górki. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze przy knajpie na Tule (nieczynna była) i spadamy w stronę domu.


Znajoma stodoła - znak że do chaty jeszcze z 15 minut spokojnego kręcenia.

Uff, to była ostatnia zległa wycieczka, na dniach wrzucę już aktualną - z ostatniej niedzieli. Pozdrawiam i do następnego :)

Komentarze (4)

Najbardziej popularna stodoła w kraju:))

funio 18:47 wtorek, 5 lipca 2011

Ciekawa imprezka, dzieciak niezłe katusze przeżywał. :D

nemo 20:21 poniedziałek, 27 czerwca 2011

wnioskuje po relacji, że emocji prawie tyle co na ET :) ja bym chyba się zanudził na tej trasie i przy takiej prędkości :)

k4r3l 04:30 poniedziałek, 27 czerwca 2011

Fajna impreza. Czarne chmury też ładnie zasponsorowały tło :]

marusia 22:45 niedziela, 26 czerwca 2011
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa tylko

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]