Powrót po latach
A z wypadu wyszło co następuje:
Rano miałem jechać bez przerw (wyjechałem dość późno), no ale jak tu się nie zatrzymać. W końcu i tak nie spóźniłem się na start, chłopaki się trochę grzebali z wychodzeniem z auta.
Chciałem jechać prawie na sam grzbiet ulicą Akacjową, ale Nemo uparł się na niebieski szlak, który miał być lajtowy i w dodatku kiedyś tam Nemo na szczyt Czanorii nim podbiegł...
Z rowerami kiepsko się jednak biega, więc spokojnie idziemy.
Końcówka szlaku jest całkiem ciekawa i nawet czasem da się jechać.
W końcu docieramy i na polance 0.5 km przed szczytem urządzamy mały popas. Na szczycie sporo ludzi, więc nie zatrzymujemy się na dłużej niż wymaga tego założenie ochraniaczy.
Jazda! Czerwony szlak na Soszów kojarzyłem jako drogę przez mękę - kupa kamieni i cholernie stromo.
Nie pomyliłem się za wiele, było stromo, były też kamienie, nie było jedynie drogi przez mękę.
Kiedy zjeżdżałem tędy ostatnio miałem jeszcze hardtaila z amorkiem o skoku 80mm, z takiej perspektywy wszystko wydaje się większe :)
Teraz, gdy skoku nie brakuje, a ja sam jestem cięższy o sporą ilość kilo... doświadczeń znaczy się, ścianki które dawniej musiałem pokonywać z buta są...
...przyjemnym przerywnikiem, który wymaga czegoś więcej niż tylko napinania mięśni i operowania klamkami.
Przy okazji - Heniek sprawdza się wyśmienicie, po pierwszym zjeździe podregulowałem nieco damper i nie mogłem na nic narzekać.
Skoku nie brakuje, 5th Element który "na parkingu" pracuje jak kawałek drewna sprawuje się w terenie wyśmienicie. Wad wymienianych jako typowe dla konstrukcji jednozawiasowych nie zauważyłem.
Z pewnością występują i pokonując 50 razy testowy krawężnik można by je dokładnie wskazać, jednak wpływu na normalną jazdę w górach nie mają tak dużego by można by go można było nazwać "wyraźnym".
Jedynie podczas podjazdów Heckler zachowuje się gorzej niż Regina. Jednak nie jestem w stanie stwierdzić jaki udział w tym ma geometria, jaki rodzaj zawieszenia, a jaki tylna opona, która w tym roku jest znacznie bardziej zużyta niż w zeszłym i może po prostu nie zapewniać należytej przyczepności.
Poprzednie i to zdjęcie to już urywające łeb widoki z Soszowa, gdzie rozkładamy się na polanie celem wszamania czegoś przed dalszą drogą.
Zjazd z Soszowa to grzanie na pełnej... prędkości taką sobie szutrówką. Dobrze, że ma chociaż zakręty. No i pozwala na ponad 50 km/h więc trochę adrenaliny daje.
Jeszcze fota na tle gór i odbijamy przed Stożkiem na niebieski szlak do Wisły. Z reguły, pchaliśmy się nim do góry, warto było więc w końcu przekonać się jak jest w drugą stronę.
A jednak nie warto było :) Pod górę się ten szlaczek zmieli, w dół natomiast nie jest ani szybki, ani techniczny, ani płynny. No, ale jedno z założeń spełnił - dojechaliśmy nim do Wisły :) Stamtąd dyszka szlakiem rowerowym na parking, skąd ja jeszcze kilkanaście kilometrów do Cieszyna. I w zasadzie, ten ostatni kawałek asfaltu zmęczył mnie bardziej niż cała jazda po górach. Wiało niemiłosiernie...
Całości wyszło 61 km, na mapie i wykresie wygląda to tak: http://www.cykloserver.cz/tipy-na-vylety/detail/?d=44744
Pozdrawiam i do następnego :)