Kopce na deszczowo
Wszystko zaczęło się od wtorkowego widoku z okna (zupełnie nowego widoku nota bene). Wspaniały wschód słońca zmotywował mnie do podjęcia decyzji - jutro przed pracą idę na rower. Niestety, jutro (czyli dziś) lało od samego rana...
Ganz nowy widok z okna. Wschód słońca, okolice 4:50 (tak, rano).
Postanowiłem jednak spróbować po południu. Było brzydko, ale nie padało. Wskoczyłem w ciuchy rowerowe, spakowałem aparat, wychodzę. Wróć, telefon został. Podchodzę do okna... leje... Pół godziny posiedziałem, regularny deszcz zmienił się w mikro mżawkę, można jechać. Czasu mało, więc znów rezerwat Kopce. Ciągnie mnie ten singiel :)
No to zaczynamy. Ciut wcześniej była jeszcze kałuża, gdzie udało mi się nalać wody do buta. O jeździe można zapomnieć po 30 metrach.
Las uderza zielenią. Wszystko mokre, woda podkreśla tylko kolor.
Sporo się takich tam kręciło. Widziałem łącznie 4 małe i jedną dużą, która okazała się butelką po piwie Tatra. Kolorystycznie podobne. Trzeba bardzo uważać, żeby takiego stwora nie rozjechać - są pod ścisłą ochroną (salamandry) i pięknie może na nich koło ujechać (butelki).
Ciągle pada, ale wiem, że wyjazd był dobrym pomysłem. Klimat jak z baśni jakiejś.
Dość gapienia się na kwiatki, pora płynąć dalej.
Wyjeżdżam z lasu, a tu.. nie pada! Cały deszcz w lesie to woda kapiąca z liści. Na torze MX pusto, widoki jak zwykle pierwszej klasy.
Uroku dodają niewielkie ilości mgieł w dolinach.
To już mniej urokliwe. Choć materiał na jako taki kadr jest...
Wjeżdżam w kolejny las, tym razem na sam początek singla. Ostatnio za dużo nie straciłem - wbiłem się parędziesiąt metrów za początkiem. Dziś podłoże to śliska gliniasta maź, błyskawicznie zalepiająca opony. Czyste pokonywanie zakrętów 90 stopni jest poza zasięgiem. Podpórka nogą? Przecież buty ślizgają się bardziej niż opony! Podczas sprowadzania lepiej używać hamulców, na butach jedzie się szybciej niż na rowerze. Stromiznę, którą oceniłem "musi być do zjechania" zjechałem, ale rower został u góry. Za to spodenki nabrały pięknego ziemistego koloru. A fotka przedstawia ślad hamowania, od hopy (ominąłem) do momentu w którym rower stanął. Zablokowałem oba koła, by zobaczyć ile jeszcze pojadę. Jak widać, sporo :)
Reasumując - udana wycieczka, ale kolejny raz więcej mam mycia roweru niż jazdy ;)