Enduro Trophy Krynica
OS1 - podjazd. Na fotce zwycięzca kategorii podjazdowej, forumowy Jerzy_MTB.
Znów podjazd, tym razem na fotce mój cieszyński znajomy - Szuwar.
Koniec podjazdu, Szczavik wpada w ręce Harrego, który z gracją kasjerki z dwudziestoletnim stażem pracy sczytuje kod kreskowy z numeru startowego :)
OS2, trasa zjazdowa z Wierchomli, zdecydowanie najlepszy odcinek na całej trasie. Od samego początku do samego końca :)
Odcinek oferował najróżniejsze przeszkody, w znakomitej części sztuczne. Pure flow.
Wito pojechał po bandzie i załapał się na ostre zdjęcie :)
Nawet rockgarden na trasie był sztucznie ułożony, Beskid Sądecki oferuje z reguły o wiele gładsze nawierzchnie.
Korzenie wzbogacone poprzecznymi uskokami z całych drzew.
Końcówka to dość stromy szuter z wielkimi koleinami wypłukanymi przez wodę, wielu kończyło właśnie tak.
Ścianka na OS4, pomyliłem drogi i nie trafiłem w ogóle na start tego odcinka, przez co dostałem DNF do tabelki. Wbiłem się na trasę paręset metrów niżej, więc foty na szczęście są :) Natomiast OS3 jakoś mi przepłynął, nie było spektakularnych miejsc na foty na nim. Ale był fajny, uwierzcie na słowo :)
OS4 i o ile dobrze pamiętam Diabelski Kamień, bardzo fajne miejsce.
Ciśnie Nemo...
...dalej Lama... Kupił znów fulla, tym razem bardziej XC. Ale pomimo pierwszego startu w ET i roku przerwy od roweru objechał niejednego. Spragniony chłopak jazdy ;)
Za kamieniami odcinek czwarty zmieniał się w stromą ścianę ze zdradliwymi zakrętami i rowami. Dzień przed zawodami ktoś się nieźle potrzaskał na tym szlaku.
A to już ścianka na OS5 i... man, you're doing it wrong! Poleciał centralnie na pysk, pozbierał się szybciej niż upadał i pognał dalej.
Paweł ZZZ idealnie wpasował się w linię zjazdu.
Szuwar nie mógł się zdecydować jak jechać i skoczył ładne 1.5 metra w dół. Ustał i pojechał dalej. Ja tam miałem biedę zejść...
A na koniec jeszcze Siokim, który jak zwykle zostawił za sobą tylko latające kamienie.
Generalnie - edycja łatwa, bardziej kondycyjna niż techniczna. Czy będę za nią tęsknił jeśli ORGi nie zdecydują się na powtórkę? Nie wiem, a jeśli tak, to dlatego, że tamtejsze rejony są genialne do jazdy na rowerze all-mountain. Nie za trudne, nie za łatwe. Nie ma olbrzymich ilości kamieni, grzbiety falują łagodnie - najdłuższy wypych trwał 30 minut - a to tylko dlatego, że nie chcieliśmy nadkładać drogi i podjeżdżać godzinę - więc wybraliśmy mocno stromy, ale prowadzący w linii prostej do celu szlak. Poza tym wszystko dało się podjechać.
Jeśli więc nie będzie tam ET... to i tak warto się tam wybrać. Mimo, że z moich rejonów to ponad 200 km w jedną stronę.
Pozdrawiam i do następnego :)