Totalnie zapomniana wycieczka, miałem przygotowaną galerię, jedynie opisu zabrakło... i wycieczka nie znalazła się na stronie. Pora to uporządkować :) Zdjęcia są z toru motokrosowego w Cieszynie - Boguszowicach, gdzie wybraliśmy się z Kasią, ponieważ właśnie tam miały być rozgrywane zawody XC - Mistrzostwa Szkół Wyższych. Poza tym to fajna miejscówka jest :)
Tor znajduje się dokładnie tam gdzie powinien - na ulicy Motokrosowej.
Jeździł po nim nawet jeden motocyklista.
Katarzyna.
Ja. Bez kasku, ałć :>
Tu już mocniej, więc kask na łeb włożyłem :)
Powrót.
Ostatni podjazd i dom :)
W niedzielę, Prima Aprilis, wybraliśmy się do Tenczynka. Dystans wyszedł konkretny, u mnie 68.36 km i to wcale nie są żarty. Pogoda dopisała wybitnie, frekwencja również (7 osób!). Jechaliśmy przez Chechło i potem puszczę Dulowską. Powrót asfaltem okolicami Bolęcina i Chrzanowa i z zawrotnymi prędkościami. Dość powiedzieć, że tam jechaliśmy prawie 3 godziny, z powrotem – półtorej… Niżej kilka fotek które ustrzeliłem:
Nad Chechłem.
Już w okolicy zamku.
Zamek.
Baszta na bramą wjazdową.
Mury.
W niedzielę, 25 marca, z ludźmi z forum (z trzema raptem) urządziliśmy sobie wycieczkę do Lipowca. Zaczęło się nieciekawie, padł mi telefon i wstałem 11 minut po planowym starcie ;) Pędem zajechałem pod halę i powiedziałem gościom żeby poczekali na mnie jeszcze trochę. Potem kupowałem picie w Żabce, pech chciał, że akurat kończyła się msza i było pełno ludzi. Ruszyliśmy w końcu z prawie półtoragodzinnym opóźnieniem. Na szczęście pogoda przynajmniej dopisała, a w Libiążu pobłądziliśmy i dzięki temu znaleźliśmy sposób jak ominąć pewien nieprzejezdny kawałek. Trasa jak trasa, opiszę ją kiedyś na stronie, moim zdaniem jest bardzo dobra – występują wszystkie rodzaje nawierzchni, są kawałki proste, są techniczne – nie sposób się nudzić. Przy powrocie zaszaleliśmy w dół ze wzgórza zamkowego nieco inną drogą niż zwykle, a trochę nawet bez drogi ;) – prawdziwe enduro...
Dwie fotki:
Dziś, wybraliśmy się ekipą z jaworznickiego forum rowerowego (
rowery.jaworzno.pl) na przejażdżkę. Fakt wart odnotowania, bo to pierwszy wspólny wypad odkąd założyłem to forum. Śmignęliśmy czerwonym szlakiem (mniej więcej) dookoła Jaworzna. Cała ekipa liczyła 6 osób, pech chciał, że jechali praktycznie sami krosiarze, więc tempo było ostre. Nie powiem, ciut się zmęczyłem. Ale trochę relaksu, i lajtowych wycieczek i już na przyszły tydzień forma będzie lepsza. A jeśli dobrze pójdzie, to pojedziemy na trudniejszą technicznie trasę, tak więc na pewno lepiej się tam będę czuł :D. Fotek nie robiliśmy. Miałem aparat, ale jakoś tak wszyscy zapieprzali, że nie było czasu myśleć o robieniu zdjęć.
Wczoraj z okazji braku czasu wybrałem się na rower tylko na godzinkę, ponownie w kamieniołomy. Przy okazji przetestowałem jak zachowuje się amor po upuszczeniu tej ciutki powietrza – jest super, 96 mm wykorzystanego skoku. Może pokombinuje jeszcze z tłumieniem powrotu, bo jest chyba ciut zbyt mocno wytłumiony. Jako załącznik do wpisu dwie fotki z kamieniołomu – wygląda jakby lato było a nie 7 marca ;).
Dwa zdjęcia:
Dziś przed południem pobawiłem się jeszcze pompką do amorów, ustawiłem ciśnienie tak, aby po zajęciu pozycji na rowerze SAG ustalił się na 2 cm i ruszyłem w teren. Jako cel wycieczki przyjąłem położony niedaleko kamieniołom (Pieczyska), jako że jest tam sporo przeszkód różnej wielkości, w tym kawałek zjazdu wysypanego kamieniami, zupełnie jak flisz w górach (w sumie tylko kolor inny, no i zjazd ma parędziesiąt metrów, a nie np. 4 km). Po objechaniu całości pojechałem od razu do pracy i dopiero tam dokonałem wymaganych pomiarów (zapomniałem na wycieczkę tak podstawowego narzędzia jakim jest ekierka). Okazało się widelec wykorzystał 92 mm skoku – prawie ideał. Upuściłem tak tyci tyci powietrza z prawej goleni (lewej nie ruszam, bo jak tam jest zbyt małe ciśnienie to widelec strasznie się wytłumia – taki jakiś wpływ powietrza na ECC) i będę testował znów, w środę (jutro nie zdążę). Aha, dzisiaj padło raptem 18 km ;).
Dziś, pomimo końcówki (?) przeziębienia wybrałem się na rower, aby przetestować nowy widelec. Miałem zrobić sobie lajtową wycieczkę, skończyło się niestety na raptem 6 km i uciekaniu przed deszczem. Nie muszę chyba dodawać, że wiało, oczywiście w twarz. Ale nawet tak krótki wypad pozwolił stwierdzić, że amor jest ciut za miękki – nie było praktycznie trudnego terenu a wykorzystałem niemal cały skok (87 na 100 mm), a SAGu mam około 30% ;). Jutro pożyczam w serwisie pompkę do amorów na weekend, biorę z domu klucz do regulacji tłumienia powrotu i zabieram się ostro za regulację. Oby tylko nie lało.
Właśnie stałem się posiadaczem nowego widelca. Nowy nabytek to stary (bo z 2002 roku) Bomber (a jakże) MXC Air + ECC o skoku 100mm. Tego mi było trzeba: pneumatyczna sprężyna – idealnie dopasuje się do mojej wagi. 100mm skoku – ile chcieć więcej przy hardtailu? Blokada skoku – na podjazdy to jest to! No i jeszcze wewnętrzna regulacja tłumienia powrotu – i dobrze, że wewnętrzna, ustawi się raz i będzie, nikt nie pokręci i nie ma kolejnej wajchy która się może urwać). Kupiłem toto od kumpla, który lojalnie ostrzegał – ten widelec nie był serwisowany od nowości! Przywlokłem do domu rozebrałem – olej – standard – kolor czarny, i metalicznie połyskujące plamy. Ale prawdziwy hardkor zaczął się jak wyjąłem górne lagi. Na dole goleni, na długości około 10 cm czarne i szare nieregularne krechy. Myślę sobie – super, lagi do wymiany. Ale macam to, a to jakieś takie dziwne. wziąłem śrubokręt i delikatnie poskrobałem – schodzi! No to próbuje myć benzyną… nici. Rozpuszczalnik – też nic. Rozpuszczalnik do klejów – nie tym razem. Birol – kupa... :-/ Zostało mi tylko jedno. Prawie dwie godziny, siedziałem i drapałem teflon kluczem imbusowym (kluczem – bo jest na tyle ostry aby schodził brud i na tyle tępy, że nie porobiłem zarysowań). W końcu zeszło całkowicie. Teraz tylko zostało mi zalać olejem (zaleję olejem 5W zamiast domyślnego 7.5, czytałem na
grupie dyskusyjnej, że amor jest żwawszy dzięki temu zabiegowi, a jakby co zawsze można wylać i nalać innego) i napompować, ale to już jutro, w domu i tak nie mam pompki do amorów.
Oto już 1 marca rozpocznie się horror prawdziwy – “Powrót mechanika” – wracam do pracy w waszym ulubionym sklepie rowerowym na Grunwaldzkiej! Niesamowity duet, pan Marek i pan Darek znów będą wspólnymi siłami pastwić się nad jaworznickimi bikerami (a dokładniej, nad ich rowerami).
Drżyjcie hamulce i przerzutki, zostaniecie WYREGULOWANE!
Drżyjcie widelce, zostaniecie PRZESERWISOWANE!
Drżyjcie tarczówki, zostaniecie ODPOWIETRZONE!
Drżyjcie pakiety, zostaniecie DOKRĘCONE!
Drżyjcie piasty i stery, zostaniecie PRZESMAROWANE!
Drżyjcie koła, zostaniecie ZAPLECIONE i WYCENTROWANE!
I wreszcie, drżyjcie rowery z marketów,
zostaniecie ROZEBRANE NA CZĘŚCI i ZŁOŻONE DO KUPY, i...
i cóż z tego, niektórym to już nic nie pomoże... ;-)