Enduro Trophy
Rzeczona galeria (42 zdjęcia):
Zachód słońca w górach jest zawsze piękny. Jednak tym razem nie ma co spodziewać się tutaj kolejnej sielankowej galerii z widoczkami...
W obozie Enduro Trophy, mieszczącym się w Big Parku, w centrum Brennej trwają ostatnie przygotowania sprzętu do jutrzejszej wyrypy. Tutaj macam rower Nema, który narzekał coś na hamulec. Sprzęt sprawiał nieco problemów, ale z pomocą kolegów i przy browarku żadna usterka niestraszna.
Drugi dzień zaczynamy od porannej odprawy, i ruszamy na pierwszą dojazdówkę. Jest znacznie ostrzejsza niż sam OS podjazdowy. Tutaj metę oesu ostro atakuje Świerszczu.
Pojawiają się kolejni zawodnicy.
Bodziek...
Królik...
Nemo, a za nim ktoś jeszcze, niestety nie pamiętam ksywki - sorry.
W chwili kiedy nasza część stawki wlecze się już na Błatnią, na metę oesu pierwszego docierają zawodnicy sekcji pieszej. Na szczęście dojazdówka do oesu drugiego nie jest długa.
Niemniej pod górę trzeba się nieco napracować. Dezerter dociąża przód jak tylko może ;)
Wiem, że chwilę temu było podobne zdjęcie, ale nie mogłem się zdecydować, które lepsze - wstawiam więc oba :)
OS2 to zjazd harcerskim szlakiem z Błatniej - jest to szybki singiel trawersujący zbocze. Szybki, co nie znaczy że przesadnie prosty. Już tutaj zdarzają się pierwsze konkretne gleby. Między innymi moja - sztuk dwie. Po dojechaniu do mety rozstawiam się z aparatem i fotografuję techniki zjazdu - tutaj technika “na wdechu”...
Królik wyznacza linię zjazdu lewym okiem. Uśmiech Mony Lisy zdradza jego niecne wobec mnie zamiary...
Matek, jeszcze z wszystkimi palcami, wpycha się przed sam obiektyw. Młody jest, ma parcie na szkło ;)
Valdar zdradza lekkie objawy strachu. A może to jest kac? Impreza integracyjna trwała u nich długo... I jeszcze długo już po tym jak z Kasią wyszliśmy ;)
Gierek zjeżdża w pełni skoncentrowany.
Natomiast kolega Strarzaq może krzyczeć w takich momentach tylko jedno - "Ooooogień!!!"
Tomek jak zwykle - widzi fotografów to przybiera pozycję gwiazdy. Uśmiech, wzrok - wprost na okładkę Singletracka. Albo Przyjaciółki :D
Niektórzy próbują przemknąć chyłkiem, tuż za tyłkiem... Na szczęście obsługa jest czujna, i każdy ma zarejestrowany czas przejazdu.
Po OSie drugim rozpoczyna się masakrycznie długa dojazdówka na trzeci odcinek specjalny.
Bywa, że jest mocno pod górę...
Nic dziwnego. Stracone na szaleńczym, wiodącym szlakiem narciarskim (ta ścieżyna na samej górze), zjeździe metry trzeba nadrobić.
W momencie gdy kończy się pchanie a zaczyna jazda, decydujemy się na mały popas.
Bufety w końcu nieźle zaopatrzone... Jajka każdy ma, a jajecznica z grzybami to jest to ;)
Śmigamy dalej. Godziny lecą, a my coraz bardziej zastanawiamy się, jak długo będą na nas czekać ludzie na 3 odcinku punktowanym...
W końcu dotaczamy się pod Hyrcę. Góra ta wzbudza same negatywne emocje - głównie ze względu na solidne nastromienie.
Kawałeczek za samym szczytem siedzą znudzeni Robert i Ślicznotka, którzy puszczają zawodników na odcinek trawersowy - OS3. Zdjęć stamtąd nie mam, więc wstawiam jakieś sprzed Hyrcy, autorstwa Bodźka. Podobnie jak poprzednie.
I jeszcze widoczek na Skrzyczne. Także przed Hyrcą. Ustrzeliłem go podczas popasu, na którym dojechał nas Marciniak, zamykający trasę i zbierający oznaczenia z dojazdówek.
Marciniak kolejny raz dopada nas w knajpie na Salmopolu. Zrezygnowanym głosem dzwoni do Harrego, który puszcza zawodników na 4 OS - “tutaj jeszcze czterech je obiad, poczekajcie chwilę...”. Sam oes genialny, początkowo żółty szlak, a gdy wreszcie robi się mniej stromo organizatorzy fundują zjazd potokiem... na zdjęciu jeszcze dojazdówka, na oesie było gorzej :)
Tymczasem Katarzyna ustawia się na stoku - końcówce ostatniego zjazdu z Horzelicy. Biedna nie wie, że przyjdzie jej tam siedzieć prawie godzinę...
W końcu jednak pojawiają się zawodnicy. Z karkołomnego zjazdu szlakiem czarnym odbicie w krótki singiel i wylot na stromy stok...
Ponoć wyjeżdżaliśmy z lasu bardzo szybko :)
Niestety kamienisty zjazd nie był zbyt łaskawy dla dętek, dlatego sporo osób wylatywało na stok właśnie tak...
Nowa konkurencja - bieg z rowerem?
Większości jednak udaje się pokonać kamienistą sekcję bez drażnienia węży. Tutaj Dezerter.
Robert z przerażeniem wpatruje się w przepaść przed sobą. Co za pajac poprowadził zjazd stokiem? :D
Na ostatnim oesie, niecne plany realizuje Królik. “Foxiu, jakbyś tak wypadł na zakręcie to cię wyprzedzę”. Wypadłem, co było zrobić ;)
Z uśmiechem gwiazdora z lasu wybiega Tomek. Zastanawiam się czy to nie taki objaw alergii na aparaty, bo uśmiech na jego twarzy pojawia się przy fotografowaniu zawsze, nawet w tak ekstremalnych sytuacjach...
Świerszczu jest oczarowany widoczną w dole panoramą Brennej. Z zachwytu nie zamykają mu się usta... ;)
Ścieżyna na stoku wiedzie zawodników z powrotem do lasu, gdzie ostatnie kilkaset metrów kamienistej rzeźni dobija tych, którzy jakoś uniknęli snejka czy gleby wcześniej (zdrowiej Nemo!). Z kamieni wylatuje się na betonowe płyty, z których można szurnąć prosto w krzaki. Znaleźli się tacy, którzy to przetestowali :)
Na końcu pojawia się jedyna klasyfikowana kobieta w wyścigu. Wielki szacunek dla Agnieszki, za pokonanie całej trasy. I, jako że to już ostatnie zdjęcie - do następnego :)