Urlop - dzień 3
Kolejny dzień urlopu upłynął pod znakiem zdobywania Skrzycznego – o zgrozo – na rowerach, a dokładniej rzecz ujmując najczęściej obok rowerów. Ja kiedyś już wchodziłem na tę górę, od strony Ostrego i powiedziałem sobie “nigdy więcej” ale… czego się nie robi dla ukochanej kobiety ;) Na szczęście ta jedna wycieczka przekonała także i ją do korzystania z niewątpliwego dobrodziejstwa jakim jest wyciąg krzesełkowy. I to pomimo wszystkich niesprzyjających okoliczności – z rowerem na krzesełku trzeba siedzieć samemu, raczej nie da się zamknąć zabezpieczenia, a Kasia ma lęk wysokości. Naprawdę ją podziwiam. Na górze nie zabawiliśmy zbyt długo ze względu na mocny wiatr. Ruszyliśmy zielonym szlakiem w kierunku Malinowskiej Skały, następnie w stronę Malinowa i omijając trawersem (znów droga maratońska) Malinów wylądowaliśmy na Przełęczy Salmopolskiej. Stamtąd zjazd asfaltowymi serpentynami do Szczyrku zakończył naszą króciutką wycieczkę.
W pięknych okolicznościach przyrody rozpoczynamy marsz na Skrzyczne. Na szczęście jest to pierwszy i ostatni raz...
Niebieski szlak. Jeszcze około 0.5 godziny i szczyt.
Panorama na Beskid Węgierski. Jakieś drzewa zasłaniają widok.
Na szczycie paralotniarze zdominowali niebo. Tego dnia mocno wiało.
Antenka. Tutaj chyba każda sieć komórkowa ma zasięg ;)
Panorama ze szczytu. Chmury i paralotnie.
Czy mówiłem już, że mocno wiało?
Fajnie tak... kiedyś na pewno tego spróbuję.
Ten to wygląda zupełnie jak ja. Tylko jakieś głupie miny robi.
Tak też można... Nie pytajcie mnie co robi ta pani.
Już za Skrzycznem, kierunek - Małe Skrzyczne. Jedziemy/idziemy wolno i podziwiamy widoki.
A jest co podziwiać, zarówno w stronę Babiej...
Jak i w stronę Czantorii...
A to już podejście na Malinowską Skałę. Jedna z opcji.
A to druga opcja. Kamienie, korzenie, pełny serwis.
Malinowska Skała.
Ech, ci turyści, wszędzie wlezą...
Sporawe te kamyczki, sporawe...
Kaskady, które mieliśmy tuż pod domem.
Trasa: Szczyrk – Skrzyczne – Malinowska Skała – Przełęcz Salmopolska – Szczyrk (~25 km)
foxiu
Pogwizdów
Ahoj!
Czeskim pozdrowieniem witam z prawie w Czechach Pogwizdowa. Niegdyś naprawiałem rowery w Jaworznie, potem zacząłem stukać w klawiaturę. Za tę zdradę wyrzuciłem się do Chorzowa. Z Hanysami wytrzymałech rok, padoć nie zaczołech, ino dalej mówię. Obecnie podglądam Czechów z drugiego brzegu Olzy - a gdzie mnie dalej poniesie - Knedliki, diabeł i ja sam nie wiemy.
Jeżdżę od dawna, bloga prowadzę od trochę mniej dawna, na bikestats jestem od nie tak dawna (luty 2010). Administrowałem sobie też chyba już największym w PL endurowym forum - emtb.pl, następnie endurotrophy.pl (które również współorganizowałem przez jakieś dwa lata.) Teraz wracam do tego co najlepsze, czyli jazdy na rowerze. Bez spiny.
Pisuję, fotografuję i wrzucam tu (i nie tylko, moje teksty pojawiły się nawet w wersji drukowanej) co ciekawsze rowerowe przeżycia, więc... enjoy!
Dystans całkowity | 4608.70 km |
Dystans w terenie
| 2274.50 km (49.35%) |
Czas w ruchu
|
6d 18h 47m |
Prędkość średnia: | 6.53 km/h |
Baton statystyk
|
|
Profil | Profil bikera |
Więcej statystyk | Statystyki rowerowe |
Wykres roczny