Urlop - dzień 7
W jednym z ostatnich dni urlopu góry pokazały pazur. Potężna burza z gradem przetoczyła się tuż nad naszymi głowami. Wszystko zaczęło się standardowo – kolejka na Skrzyczne, dalej zielonym przez Malinowską Skałę w stronę Baraniej Góry. Zjazd zielonym szlakiem z Malinowskiej Skały jest kapitalny – techniczny, ale pozwala na rozwijanie rozsądnych prędkości. Niestety dalej zaczęliśmy pchać się na Zielony Kopiec, zamiast ominąć go maratońskim trawersem. Jedynie widoki wynagradzały nasz trud. Po drodze spotkaliśmy trzech rowerzystów pokonujących tę trasę w przeciwną stronę – pytali nas czy uciekamy przed deszczem. My niestety posuwaliśmy się w stronę deszczu. Hardkor rozpętał się w rejonach zabudowań pod Cieńkowem Wyżnim – całe szczęście, że znaleźliśmy dach nad głowę, nie chciałbym skończyć jak widziane wcześniej Nieźle Pieprznięte Drzewo… Dalszy zjazd do Wisły bardziej przypominał spływ pontonem niż wycieczkę rowerową. W Wiśle Czarne pyszny obiadek w molochowatym schronisku PTTK i powrót asfaltem do bazy. Przez Salmopol... :/
Ten dzień okazał się naprawdę hardkorowy. Niestety, nieświadomi niczego, ignorując oczywiste znaki (wyschnięte groźne badyle) brnęliśmy ku przeznaczeniu.
A było przez co brnąć. Przez połowę wycieczki mroczny cień rzucał na nas Zielony Kopiec. Tutaj jedna z panoram ustrzelona po drodze na tą górę.
Im wyżej, tym ciekawiej...
...ale tylko w stronę Skrzycznego. Południowo zachodnia strona nie prezentowała się ciekawie. Cel naszej wycieczki przykryty chmurami, z których pada deszcz przy akompaniamencie grzmotów.
Niemniej jednak na drugą stronę warto popatrzeć. To już widok ze szczytu.
Niestety, nadeszło nieuniknione. Szczęściem w nieszczęściu byliśmy akurat przy jedynych zabudowaniach w okolicach Cieńkowa Wyżniego...
W końcu burza minęła a my doturlaliśmy się do Salmopolu i dalej do domu...
Trasa: Szczyrk – Skrzyczne – Malinowska Skała – Zielony Kopiec – Cieńków Wyżni – Cieńków Niżni – Wisła – Przełęcz Salmopolska – Szczyrk (~36 km)
foxiu
Pogwizdów
Ahoj!
Czeskim pozdrowieniem witam z prawie w Czechach Pogwizdowa. Niegdyś naprawiałem rowery w Jaworznie, potem zacząłem stukać w klawiaturę. Za tę zdradę wyrzuciłem się do Chorzowa. Z Hanysami wytrzymałech rok, padoć nie zaczołech, ino dalej mówię. Obecnie podglądam Czechów z drugiego brzegu Olzy - a gdzie mnie dalej poniesie - Knedliki, diabeł i ja sam nie wiemy.
Jeżdżę od dawna, bloga prowadzę od trochę mniej dawna, na bikestats jestem od nie tak dawna (luty 2010). Administrowałem sobie też chyba już największym w PL endurowym forum - emtb.pl, następnie endurotrophy.pl (które również współorganizowałem przez jakieś dwa lata.) Teraz wracam do tego co najlepsze, czyli jazdy na rowerze. Bez spiny.
Pisuję, fotografuję i wrzucam tu (i nie tylko, moje teksty pojawiły się nawet w wersji drukowanej) co ciekawsze rowerowe przeżycia, więc... enjoy!
Dystans całkowity | 4608.70 km |
Dystans w terenie
| 2274.50 km (49.35%) |
Czas w ruchu
|
6d 18h 47m |
Prędkość średnia: | 6.53 km/h |
Baton statystyk
|
|
Profil | Profil bikera |
Więcej statystyk | Statystyki rowerowe |
Wykres roczny