Bagna i mgły
Zawsze chciałem pojeździć w górach przy niezbyt sprzyjającej pogodzie. Nie mówię tu o deszczu, ale o niezbyt wysokiej temperaturze i chmurach. O ile niskie temperatury można spotkać dość często, choćby jesienią, to chmury które spowijały by szczyty, a jednocześnie nie powodowały deszczu nie są zbyt powszechne – przynajmniej tak mi się zdaje. W końcu jednak udało się trafić na taką pogodę. Jako, że mieliśmy busa wycieczkę zaczęliśmy wcześnie rano – już około 6 rano wyruszyliśmy z Jaworzna, sporym, 6-cio osobowym składem. Pogoda była tu bardzo ładna, ale wiadomo – w górach może być zupełnie inaczej. Nie ujechaliśmy daleko, a zaczęła się niewielka mgiełka. Kawałek dalej, w rejonach zbiornika Goczałkowickiego widoczność spadła do około 50 metrów, później było tylko trochę lepiej. W Brennej, chmury podniosły się nim dobrze rozpakowaliśmy auto, ale nie odeszły zbyt daleko – utrzymywały się przez niemalże połowę dnia na wysokości sporo poniżej 1000 metrów. Nie pozwalało to na oglądanie widoków, ale za to tworzyło niepowtarzalny klimat. W takich bajkowych okolicznościach dotarliśmy poprzez Błatnią na Klimczok. Stamtąd zjazd do Szczyrku niesamowicie błotnistą, przypominającą bagno drogą – im bliżej miasta tym większe wątpliwości czy uda się wbić na wyciąg, który miał nas zawieźć na Skrzyczne. Jak się okazało, martwiliśmy się całkiem słusznie – na szczęście uprzejma pani z kasy pożyczyła nam miotłę, którą potraktowaliśmy nasze rowery, ubłocone tyłki zapakowaliśmy w duże worki na śmieci i jazda do góry. Ze Skrzycznego szybki zjazd w stronę Malinowskiej Skały, niestety około 1/3 tego odcinka była całkowicie zniszczona ratrakiem – zamiast gładkiej i szybkiej drogi koleiny jak po czołgu. Na szczęście z boku zaczęła już klarować się ciekawa, mocno korzenna ścieżka. Za namową spotkanych bikerów wdrapujemy się na Malinów, zamiast omijać go superszybkim, choć nudnawym trawersem. Góra wynagradza trud piękną panoramą i niebagatelnym zjazdem po korzeniach, niestety dość krótkim. Wylatujemy wprost w drzwiach knajpy na Salmopolu – tam pakujemy w siebie pyszne naleśniki z serem i czerwono czarnym szlakiem przez Grabową wracamy do Brennej. Na jednym z ostatnich fragmentów zjazdu – w stromo opadającej naszpikowanej kamieniami rynnie udaje mi się skasować tylną przerzutkę X-7. Na szczęście nie całkowicie – muszę jedynie wyprostować wózek (niestety pogięty zbyt mocno aby dał się wyprostować w terenie). Do domu wracam mając 5 biegów z tyłu, i pilnując się, by nie kręcić do tyłu korbami :)
Zapraszam do galerii:
Wycieczkę zaczynamy około 6 rano, w drodze do Brennej towarzyszą nam lekkie mgły...
...które niebawem zmieniają się w coś takiego. Mgły towarzyszyć nam będą przez połowę dnia...
Aby nie było zbyt sielankowo awarie muszą być. Serię rozpoczyna Lama.
Yyy... ciężko jest nawet wymyślić komentarz do tego zdjęcia :D
Widoki z Błatniej - bardzo klimatyczne.
Na każdej odkrytej przestrzeni intensywnie przewalały się chmury. Zdjęcie nie oddaje w pełni klimatu, mgiełka nad Nemem pędziła, i to konkretnie.
Tuż przed zjazdem z Klimczoka. Naszym celem jest domek widoczny w oddali - schronisko. Sam zjazd super - 58.50 km/h :)
Nemo z zainstalowanym patentem mającym umożliwiać filmowanie podczas jazdy. Efektów nie widziałem, ale ponoć nie wyszło to zbyt dobrze.
Po zjeździe z Klimczoka wszystko jest ulepione błotem... Seria awarii rośnie - łapię gumę.
Dzięki uprzejmości pani z kasy i zakupowi sporych worków na śmieci dostajemy się wyciągiem na Skrzyczne. Widoki mało porywające...
...ale jakieś są, i fotki trzeba zrobić ;)
Na Malinowskiej Skale spotykamy po raz drugi w tym dniu znajomych rowerzystów - oddają się tam właśnie zabawom uwieczniając to kamerą.
Za ich dobrą radą wdrapujemy się na Malinów. Wcześniej zawsze omijaliśmy go szybkim trawersem.
Na ciężkich fulach - ale jadą - respekt. Mój przeciętnie 2 kg lżejszy a ciężko było wyjechać. Zupełnie z tyłu moja ekipa pcha sztywniaki - wstyd panowie!
Panorama z Malinowa skutecznie wpaja mi, że o szybkim trawersie należy jak najszybciej zapomnieć. Dodatkowo czeka na nas pyszny zjazd na Salmopol.
Czerwono - czarny szlak z Salmopolu, przez Grabową, do Brennej jest wyśmienitą propozycją na powrót. Cały czas płasko lub lekko pod górę, na koniec serwuje wspaniały zjazd.
Widoki także niczego sobie.
Wracamy już wieczorkiem. W domu melduję się około 22...
Trasa: Brenna – Górki Wielkie – Zebrzydka (577) – Błatnia (917) – Klimczok (1117) – Szczyrk – Skrzyczne (1257) – Malinowska Skała (1152) – Malinów (1117) – Przełęcz Salmopolska – Grabowa (907) – Horzelica (797) – Brenna (~55 km)
foxiu
Pogwizdów
Ahoj!
Czeskim pozdrowieniem witam z prawie w Czechach Pogwizdowa. Niegdyś naprawiałem rowery w Jaworznie, potem zacząłem stukać w klawiaturę. Za tę zdradę wyrzuciłem się do Chorzowa. Z Hanysami wytrzymałech rok, padoć nie zaczołech, ino dalej mówię. Obecnie podglądam Czechów z drugiego brzegu Olzy - a gdzie mnie dalej poniesie - Knedliki, diabeł i ja sam nie wiemy.
Jeżdżę od dawna, bloga prowadzę od trochę mniej dawna, na bikestats jestem od nie tak dawna (luty 2010). Administrowałem sobie też chyba już największym w PL endurowym forum - emtb.pl, następnie endurotrophy.pl (które również współorganizowałem przez jakieś dwa lata.) Teraz wracam do tego co najlepsze, czyli jazdy na rowerze. Bez spiny.
Pisuję, fotografuję i wrzucam tu (i nie tylko, moje teksty pojawiły się nawet w wersji drukowanej) co ciekawsze rowerowe przeżycia, więc... enjoy!
Dystans całkowity | 4608.70 km |
Dystans w terenie
| 2274.50 km (49.35%) |
Czas w ruchu
|
6d 18h 47m |
Prędkość średnia: | 6.53 km/h |
Baton statystyk
|
|
Profil | Profil bikera |
Więcej statystyk | Statystyki rowerowe |
Wykres roczny