Bagna i mgły

Niedziela, 25 maja 2008 · Komentarze(4)
Zawsze chciałem pojeździć w górach przy niezbyt sprzyjającej pogodzie. Nie mówię tu o deszczu, ale o niezbyt wysokiej temperaturze i chmurach. O ile niskie temperatury można spotkać dość często, choćby jesienią, to chmury które spowijały by szczyty, a jednocześnie nie powodowały deszczu nie są zbyt powszechne – przynajmniej tak mi się zdaje. W końcu jednak udało się trafić na taką pogodę. Jako, że mieliśmy busa wycieczkę zaczęliśmy wcześnie rano – już około 6 rano wyruszyliśmy z Jaworzna, sporym, 6-cio osobowym składem. Pogoda była tu bardzo ładna, ale wiadomo – w górach może być zupełnie inaczej. Nie ujechaliśmy daleko, a zaczęła się niewielka mgiełka. Kawałek dalej, w rejonach zbiornika Goczałkowickiego widoczność spadła do około 50 metrów, później było tylko trochę lepiej. W Brennej, chmury podniosły się nim dobrze rozpakowaliśmy auto, ale nie odeszły zbyt daleko – utrzymywały się przez niemalże połowę dnia na wysokości sporo poniżej 1000 metrów. Nie pozwalało to na oglądanie widoków, ale za to tworzyło niepowtarzalny klimat. W takich bajkowych okolicznościach dotarliśmy poprzez Błatnią na Klimczok. Stamtąd zjazd do Szczyrku niesamowicie błotnistą, przypominającą bagno drogą – im bliżej miasta tym większe wątpliwości czy uda się wbić na wyciąg, który miał nas zawieźć na Skrzyczne. Jak się okazało, martwiliśmy się całkiem słusznie – na szczęście uprzejma pani z kasy pożyczyła nam miotłę, którą potraktowaliśmy nasze rowery, ubłocone tyłki zapakowaliśmy w duże worki na śmieci i jazda do góry. Ze Skrzycznego szybki zjazd w stronę Malinowskiej Skały, niestety około 1/3 tego odcinka była całkowicie zniszczona ratrakiem – zamiast gładkiej i szybkiej drogi koleiny jak po czołgu. Na szczęście z boku zaczęła już klarować się ciekawa, mocno korzenna ścieżka. Za namową spotkanych bikerów wdrapujemy się na Malinów, zamiast omijać go superszybkim, choć nudnawym trawersem. Góra wynagradza trud piękną panoramą i niebagatelnym zjazdem po korzeniach, niestety dość krótkim. Wylatujemy wprost w drzwiach knajpy na Salmopolu – tam pakujemy w siebie pyszne naleśniki z serem i czerwono czarnym szlakiem przez Grabową wracamy do Brennej. Na jednym z ostatnich fragmentów zjazdu – w stromo opadającej naszpikowanej kamieniami rynnie udaje mi się skasować tylną przerzutkę X-7. Na szczęście nie całkowicie – muszę jedynie wyprostować wózek (niestety pogięty zbyt mocno aby dał się wyprostować w terenie). Do domu wracam mając 5 biegów z tyłu, i pilnując się, by nie kręcić do tyłu korbami :)

Zapraszam do galerii:


Wycieczkę zaczynamy około 6 rano, w drodze do Brennej towarzyszą nam lekkie mgły...


...które niebawem zmieniają się w coś takiego. Mgły towarzyszyć nam będą przez połowę dnia...


Aby nie było zbyt sielankowo awarie muszą być. Serię rozpoczyna Lama.


Yyy... ciężko jest nawet wymyślić komentarz do tego zdjęcia :D


Widoki z Błatniej - bardzo klimatyczne.




Na każdej odkrytej przestrzeni intensywnie przewalały się chmury. Zdjęcie nie oddaje w pełni klimatu, mgiełka nad Nemem pędziła, i to konkretnie.




Tuż przed zjazdem z Klimczoka. Naszym celem jest domek widoczny w oddali - schronisko. Sam zjazd super - 58.50 km/h :)


Nemo z zainstalowanym patentem mającym umożliwiać filmowanie podczas jazdy. Efektów nie widziałem, ale ponoć nie wyszło to zbyt dobrze.


Po zjeździe z Klimczoka wszystko jest ulepione błotem... Seria awarii rośnie - łapię gumę.




Dzięki uprzejmości pani z kasy i zakupowi sporych worków na śmieci dostajemy się wyciągiem na Skrzyczne. Widoki mało porywające...


...ale jakieś są, i fotki trzeba zrobić ;)


Na Malinowskiej Skale spotykamy po raz drugi w tym dniu znajomych rowerzystów - oddają się tam właśnie zabawom uwieczniając to kamerą.


Za ich dobrą radą wdrapujemy się na Malinów. Wcześniej zawsze omijaliśmy go szybkim trawersem.


Na ciężkich fulach - ale jadą - respekt. Mój przeciętnie 2 kg lżejszy a ciężko było wyjechać. Zupełnie z tyłu moja ekipa pcha sztywniaki - wstyd panowie!


Panorama z Malinowa skutecznie wpaja mi, że o szybkim trawersie należy jak najszybciej zapomnieć. Dodatkowo czeka na nas pyszny zjazd na Salmopol.


Czerwono - czarny szlak z Salmopolu, przez Grabową, do Brennej jest wyśmienitą propozycją na powrót. Cały czas płasko lub lekko pod górę, na koniec serwuje wspaniały zjazd.


Widoki także niczego sobie.


Wracamy już wieczorkiem. W domu melduję się około 22...

Trasa: Brenna – Górki Wielkie – Zebrzydka (577) – Błatnia (917) – Klimczok (1117) – Szczyrk – Skrzyczne (1257) – Malinowska Skała (1152) – Malinów (1117) – Przełęcz Salmopolska – Grabowa (907) – Horzelica (797) – Brenna (~55 km)

Komentarze (4)

w tym sezonie, jak wszystko pójdzie ok, biorę się za zaliczanie większości garbów Beskidu śląskiego i żywieckiego. się czyta/ogląda takie relacje, to już na dupie nie można wysiedzieć :D

Anonimowy k4r3l 06:53 czwartek, 4 marca 2010

dla zaspokojenia ciekawości odpowiem – w obecnej konfiguracji, jak jest czysty, to dokładnie 15.16 kg.

Zamiast X-7 założyłem stare 9.0, też z luzem na wózku i z wyjechanymi mocno kółkami, ale śmiga jak trzeba.

foxiu 23:41 środa, 3 marca 2010

Kozak trasa! No i moje rejony… :)

Z ciekawości zapytam – ile waży Twój Reign?

A te X-7 felerne jakieś… Też pogiąłem przy głupiej glebie gdy lekko położyłem się z rowerem na prawej stronie. Niby dało się jeździć, ale jednak krzywizna była spora. Kupiłem więc SX-5 – fabrycznie nieco krzywa z luzami na wózku :D, ale chodzi wyśmienicie.

mefjuu 23:41 środa, 3 marca 2010

Świetna trasa, oczywiście znam to...

daniel3ttt 23:22 środa, 3 marca 2010
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa sieza

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]