Beskid Mokry

Sobota, 26 lipca 2008 · Komentarze(1)
Zapewne większość z was, nie przychodzi tu przez przypadek. Założę się, że sporo jeździcie na rowerach i macie niezłe pojęcie o jeździe jako takiej, sprzęcie czy imprezach rowerowych, szczególnie tych, które doczekały się statusu “kultowych”. Zapewne widzieliście już gdzieś to zdjęcie, i wiecie w jakich okolicznościach ono powstało... Teraz uwaga – aby przeżyć coś takiego, wcale nie trzeba płacić tysiaka wpisowego – wystarczy wybrać się we właściwe miejsce, we właściwym czasie. Takim miejscem był Beskid Makowski 26 lipca Anno Domini 2008. Deszcz lał w tym rejonie okrągły tydzień, więc należało spodziewać się ciężkich warunków. Na moją propozycję jazdy odpowiedziała tylko jedna osoba z forum zrzeszającego enduro maniaków, nie wiem czy wysnuwać z tego jakieś wnioski ;) Ta część Beskidów nie jest najprostsza to jazdy, teren jest tam mocno pofałdowany, ale to co zastaliśmy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania… Błoto po osie, podjazdy w strumieniach płynących drogą, śliskie kamienie, korzenie i wszechobecna mgła… klimat niesamowity. Walkę zaczęliśmy w Makowie Podhalańskim, skąd po uzupełnieniu braków w prowiancie ruszyliśmy żółtym szlakiem pieszym na Koskową Górę. Szlak raczej trudny kondycyjnie, momentami mocno nachylony i wysypany kamieniami – stanowił naturalne koryto dla różnej wielkości strumyków, które wcale nie ułatwiały jazdy. Kiedy wreszcie zrobiło się płasko, kamienie ustąpiły miejsca olbrzymim kałużom oraz ogromnej ilości zalegającego błota. Dodatkowo przekonałem się tam, że mój przedni hamulec wymaga jednak odpowietrzenia – wszystkie zjazdy byłem zmuszony pokonywać na pół gwizdka. Zresztą, pójście na całość w tak ciężkich warunkach nie byłoby najlepszym pomysłem. Za Koskową szlak żółty zmieniamy na zielony – szybki, łatwy technicznie zjazd szeroką drogą przechodzącą pod koniec w kocie łby, oczywiście paskudnie śliskie, z małymi uskokami. Na zielonym załapujemy się na pierwsze tego dnia widoki, niestety okraszone kropiącym deszczem i odgłosami grzmotów. Dojeżdżamy do Więcierzy, skąd asfaltem zjeżdżamy do Jordanowa – przy dalszej walce ze szlakami raczej nie zdążylibyśmy na pociąg... Zapraszam do galerii.


Podczas długawej nieco podróży mogliśmy podejrzeć na czym polega ciężka praca maszynisty.


W końcu lądujemy w Makowie Podhalańskim, gdzie wbijamy się w szlak żółty.


Początkowo jest bardzo ciekawy - wąska ścieżka, strumyczek...


...który nieco urósł do deszczu i trzeba było nieco kombinować aby przejść go suchą nogą.


Początkowo szlak nie jest wcale stromy - pomimo tego, że jest pod górę, Kartonier symuluje niezły zjazd :)


Jest OK, jedzie się.


Jak w rosyjskiej bajce, im dalej w las tym straszniej - mgła robi się coraz gęściejsza.


Punkt widokowy?


Chwilowo kończy się podjazd, ale wcale nie jest prościej. Błoto nie gryzie, połyka w całości.


Akcenty wiosenne...


...akcenty jesienne. Wiem, wiem, świerki są zielone przez cały rok :)


Mała sjesta w pięknych okolicznościach przyrody...


...i dalsza walka, z mniej przyjemną częścią podjazdu.


Droga nie daje za wygraną...


...my też nie.


Klimatycznie...


Tak wygląda prawdziwy rowerzysta. Żadna pogoda mu niestraszna. Jeździ i dobrze się przy tym bawi - to trzeba lubić.


Punkt widokowy, tym razem na pewno. Zwróćcie uwagę na piękną mgłę - takie widoki tylko w górach.


Tuż przed Koskową Górą.


Na dobrą sprawę, przez Koskową można by przemknąć nie zauważając wielkiego masztu z antenami...


...gdyby nie to, że przejeżdża się tuż pod nim.


Te anteny to chyba drogie są ;)


Sprzedawca wmówił wam, że hamulce tarczowe są niewrażliwe na warunki pogodowe? Wierutna bzdura! ;)


Pierwszy widok w dniu dzisiejszym. Nic specjalnego, ale trzeba docenić - mogło go nie być wcale.


W Jordanowie oddajemy się konsumpcji pizzy i, sugerując się napisem na paragonie, używek :)


Reasumując, czy warto było jechać 4 godziny pociągiem w jedną stronę aby potaplać się w błocie? Jak dla mnie warto, ale jak już wspominałem - to trzeba lubić :)

Trasa: Maków Podhalański – Koskowa Góra – Jaworzyny – Więcierza – Tokarnia – Łętownia – Jordanów

Komentarze (1)

widzę, że pogoda was nie rozpieściła ;) szkoda, bo z Koskowej widoki bywają rozległe (min. pełne uzębienie Tatr). bardzo fajnie jedzie się w dół wariantem, którym podjeżdżaliście (na sucho), naście km w dół i tylko kilka krótkich podjazdów

sebas 23:54 czwartek, 4 marca 2010
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa urozd

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]