Błotne zapasy z rowerem
Początek jak zwykle - droga na Marklowice. Po drodze podjeżdżam nieco bliżej oczyszczalni ścieków, jeszcze nigdy nie fotografowałem jej z tej perspektywy. Gdzieś tam na górze, w lesie widocznym za budynkami wije się singiel na który mam zamiar jechać...
W końcu wychodzi nieco inaczej, wszystko za sprawą błota. Już pierwszy podjazd daje w kość, i to dosłownie. Podczas ciągnięcia pedału do góry wypina mi się but i z całej siły grzmocę kolanem w manetkę. Auć. Błoto uniemożliwia wręcz jazdę, ale skoro już się tu wepchałem to pełznę. Zamiast w kierunku toru MX, jadę odwrotnie. Trafiam do bajkowego lasu.
W końcu udaje się wyjechać. Błoto jest wszędzie. W 30 minut jazdy w lasku (z robieniem zdjęć) brudzę rower bardziej niż podczas całego Enduro Trophy. Do tego biegi zaczynają chodzić jak chcą, łańcuch przeskakuje...
Ten wąski przesmyk przez pole to ścieżka którą przyjechałem. Pokrzywy do kierownicy. Wąsko i błotniście.
Piękny minimalizm :)
Cykam jeszcze jeden widoczek i zaczynam otrzepywać rower z błota.
Nie wygląda to dobrze. Glina zalepia wszystko dokładnie. Kasety nie fotografowałem, wyglądała podobnie, jeśli nie gorzej.
Słońce tymczasem zaczyna wędrówkę w dół nieboskłonu. Robi się przyjemnie.
"Kombinat pracuje, oddycha, buduje"
Rower zaczyna jako-tako działać, jadę w stronę domu. Jutro wycieczka a sprzęt nadaje się do gruntownego czyszczenia. Zaczynam kombinować.
No i wykombinowałem - taak, dobrze myślicie :)
W domu, po dodatkowym myciu okazuje się, że nie jest jednak tak wesoło. Z przodu skrzywiony ząb w małej koronce, z tyłu skrzywiony hak przerzutki. W błotnych zapasach ja vs rower 1:0 dla mnie, ale jakoś mnie to nie cieszy :>
Trasa: do obejrzenia na Cykloserverze
Pozdrawiam i do następnego :)