100% po czesku i 10% z buta

Poniedziałek, 28 czerwca 2010 · Komentarze(8)
Korzystając z pięknej, a przy tym niezbyt upalnej pogody w niedzielę, wybraliśmy się z Kasią na wycieczkę. Początkowo miałem jechać sam, ale w ostatniej chwili moja lepsza połowa zdecydowała się dołączyć. Ruszyliśmy na południe, korzystając cały czas ze szlaków rowerowych - czyli w 100% były to asfalty. Jedynymi fragmentami terenu były wybrane przez nas skróty. Trasa bardzo widokowa, a przy tym raczej wymagająca kondycyjnie - stąd wzięło się to 10% z buta ;)

Zapraszam do galerii:


Zaczynamy jazdę. Jest ciepło, asfaltowo i pod górę. W tle majaczą...


...polskie Beskidy. Ale dziś raczej się od nich oddalamy.


Przez całą drogę towarzyszą nam sielskie widoki. Pod tym względem jazda jest bardzo przyjemna.


Cel - czyli Beskidy czeskie, zbliża się dość szybko - w końcu do podnóża tych gór mamy 18 km - i to szlakiem a nie najprostszą możliwą drogą.


Czeskie asfalty mają to do siebie, że są bardzo kręte, bardzo wąskie i bardzo równe. Zupełnie jakby nie jeździły tam samochody. I prawdę mówiąc, niemalże nie jeżdżą. Czesi wolą drogi szybkiego ruchu i autostrady (może dlatego, że je mają?)


W końcu docieramy do miejscowości Komorní Lhotka, gdzie po spożyciu lokalnego hamburgera (bez musztardy, za to z wielką ilością zieleniny i plastrem sera) zaczynamy wspinaczkę. Ciągle asfaltowo, ale miejscami zdrowo stromo.


Zaczynają się też widoki. Zupełnie odmienne od polskich - tam w górach rosną drzewa!


Coś wystaje, ale nie wiem co :)


Pojawiają się też widoki na depresyjnie płaskie fragmenty kraju...


Na szczęście te fragmenty są od nas bardzo daleko ;)


Jest już dość późno, dlatego decydujemy się na skrócenie trasy. Wybieramy żółty szlak pieszy. Żółty jak to żółty - szeroka droga dość stromo opadająca do najbliższej cywilizacji. Niemal każdy żółty szlak taki jest.


Lądujemy w uroczym miasteczku Řeka, gdzie w uroczej knajpce z bardzo uroczą kelnerką jemy smaczną i wściekle pikantną momentami pizzę, popijając sokiem i Kofolą. Kofolę piłem pierwszy raz w życiu - dziwny ma to smak, ale daje się połknąć.


Droga do domu mija jakby szybciej, wydłużają ja tylko przerwy na zdjęcia. Robi się dobre światło na fotozabawę :)




Dla mojej dzielnej Towarzyszki :)




Gdzieś po drodze robimy sobie jeszcze przerwę przy okazji sprawdzania z mapą pewnego skrótu. Widoki powalają.


Ostatni większy podjazd.


Z pięknymi widokami - niestety z tyłu. Jadąc "tam" pędziliśmy tu w dół - trzeba było uważać, bo można się zapatrzeć :) Na szczęście dziur w drodze nie trzeba omijać - po prostu ich nie ma.


Widoki za plecami, ale okolica równie ciekawa - tutaj okoliczne szychy zabijają czas - to pola golfowe :)


Na koniec jeszcze fotka jakiejś chyba strażnicy (stało toto na szczycie wzniesienia) i spadamy do domu. Pod drzwiami meldujemy się w okolicach 20.00...

Łącznie wyszło 47 km i 940 metrów w pionie, nie najgorzej. Dla zainteresowanych - mapka i profil trasy.

Do następnego!

Komentarze (8)

Wkurzasz mnie powoli tymi zdjęciami :D Są awesome !! :]
Tak jak i tereny po których jeździsz :P
Weź ... ja już tu nie zaglądam :P
Pozdrawiam ;]

sikor4fun-remove 14:48 sobota, 3 lipca 2010

To co wystaje to wieża na Łysej Horze,
Ładne foty :)

Szuwar 11:49 sobota, 3 lipca 2010

Wycieczka wypasowa :) Musze się ruszyć kiedy po Kofolę, bo nie miałem jeszcze przyjemności spróbowania tego wynalazku. Co do fot-powtórzę za poprzednikami, są miodne :D

kondzios230 20:08 piątek, 2 lipca 2010

Kofola wymiata :) To jedyny powod dla ktorego jezdze na czeska strone swoich gor :P

karolluczak 16:00 środa, 30 czerwca 2010

Widać, że zmieniłeś aparat na lustrzankę, oj widać ! Do tego polar, mhmh, smakowite zdjęcia :) Ale w niedzielę była taka pogoda, że nawet moim aparacikiem wychodziły ładne foty :P

vanhelsing 20:07 poniedziałek, 28 czerwca 2010

o widzisz, dzięki :) Po mapie tak myślałem, że to Łysa Góra, ale nie chciałem palnąć jakiejś głupoty ;) Zresztą ja się nie bardzo przejmuję nazwami tego co widać po drodze - i tak nie mam do nich pamięci :)

foxiu 20:04 poniedziałek, 28 czerwca 2010

lustro naprawdę daje radę, ale też i mieliście co focić po drodze! dzięki za mapkę, być może kiedyś skorzystam:)

k4r3l 20:01 poniedziałek, 28 czerwca 2010

O ile się nie mylę to zaliczyliście Godulę. Ja byłem tam dzień wcześniej, tylko zjeżdżałem tym równiuśkim asfaltem tam gdzie Wy podjeżdżaliście. "Coś wystaje, ale nie wiem co :)' - to oczywiście Łysa Góra 1323 m. Pozdro

daniel3ttt 19:55 poniedziałek, 28 czerwca 2010
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ylwul

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]