i Tam i Tu(ł)
Głód na jazdę jest, pogoda ostatnio dopisuje, wybrałem się więc na małą przejażdżkę po okolicy. Padło na Tuł, nie byłem tam już dość długo. Cykloserwer pokazał 31 km i ponad 500 m przewyższenia - nie jest źle. Namiastki opisu i kilka fotek poniżej.
Zaczynam dość nietypowo - zamiast od razu na Puńców skręcam na Cieszyn - Mnisztwo. Z Kasią zawsze omijamy ten fragment "bo tam jest pod górę". No cóż... pod górę to jest dopiero potem, pierwszy podjazd zasługuje na miano ściany. Pokonanie go na średnim blacie powoduje herzklekot i ochotę na dłuższą posiadówkę...
Na szczęście roztacza się z tego miejsca piękna panorama na czeskie (poprzednie) i polskie (to zdjęcie) Beskidy, jest więc okazja aby sobie odpocząć ;)
Dobra, pora ruszać dalej, do celu jeszcze daleko a na dobrą sprawę nie wyjechałem jeszcze z miasta.
Za drugim wzniesieniem kończy się na chwilę asfalt i droga przybiera postać szerokiej szutrówki wiodącej wśród solidnej wielkości pól. Ukształtowanie teren przypomina nieco Suwalszczyznę, co zresztą już przy innej okazji gdzieś tu na blogu zauważyłem.
W końcu docieram do celu. Krótka przerwa w schronisku i jazda w stronę Czantorii. Podjechałem niemalże cały podjazd, w tym mocno korzenistą stromą ściankę :) Odpuścić musiałem na sam koniec - korzenne schodki przy wyjeździe z lasu były zbyt śliskie jak na moją zużytą oponę... Na Czantorię nie jadę, rozsiadam się w cieniu na skraju pola.
Rzeczona Czantoria, a na drugim planie po lewej jakaś inna góra, której nie pamiętam. Ale dam sobie rękę uciąć, że na niej byłem - po prostu dla mnie każda taka góra wygląda tak samo... Zupełnie po lewej wystaje jakiś okrągły szczyt - Równica?
Zaraz tam pojadę :)
No i pojechałem. Za mną Tuł w pełnej okazałości. Jeszcze nigdy nie byłem na samym szczycie, nie wiem nawet czy prowadzi tam jakaś ścieżka. Zresztą, jak widać szczyt jest zalesiony, więc widoków bym się stamtąd nie spodziewał. No ale może choć jakiś zjazd... Trzeba kiedyś spróbować.
Jeszcze spory kawał łąki przede mną, potem łąka ustępuje mocno stromemu zjazdowi szutrem i betonowymi płytami, wprost do Cisownicy.
Stamtąd już prosto do Cieszyna, na początku spokojnie, bo...
...słońce jest już dość nisko i wszystko nabiera pięknych kolorów. Przyjemnie jest wlec się i podziwiać widoki. Za tym zakrętem mocno dociskam, i pędzę do samego Cieszyna. Na co większych pagórkach mam ochotę odpuścić tempo, które sobie narzuciłem, ale jakoś udaje się przepchnąć wszystko z blatu. Ostatnie 2km to spokojne kręcenie, aby nogi nieco odpoczęły.
Pozdrawiam i do następnego!