Cieszyński singiel po raz wtóry
Szybko się okazało, że wczoraj przejechałem cały singiel, ale tylko od połowy w dobrą stronę. Dziś zacząłem wszystko od początku i powiem jedno - miód :)
Kołyska :) Jedna z 22 (jeśli się nie pomyliłem) na trasie. Ta jest akurat średniej wielkości, jest trochę mniejszych, a także kilka naprawdę solidnych, zarówno jeśli chodzi o wysokość ścian jak i wielkość wypłaszczenia.
Tak to wygląda od strony najazdu, rower pozuje ustawiony w złą stronę. Aparat spłaszcza. Tą trzeba było brać bez hamowania na początku - inaczej rower nie dojechał do góry po drugiej stronie.
W ogóle, singiel zaczyna się niepozornie, zwykła lekko opadająca ścieżka. Potem mała hopka, dwie bandy i rząd kołysek. Potem znów trochę ścieżki i taki właśnie grzbiet, którym dojeżdżamy...
...do duuużej kołyski :) Tak, tak - mimo swoich rozmiarów to dalej taki sam rodzaj przeszkody. Droga w lewym górnym rogu kadru idzie mocno do góry, i żeby tam wjechać trzeba się rozpędzić. A na to pozwala tylko jedna z dwóch widocznych linii zjazdu - ta po prawej stronie. Z tym, że miedzy dwoma drzewami zaczyna się krótki, ale treściwy spadek, nachylenie takie, że bieda tam wyjść. Wybieram linię lewą - miedzy dwoma drzewkami w tle zakręt w prawo, potem znów w lewo, rzeczka... i do góry z buta.
Za wzniesieniem kolejny wąwóz. Na zdjęciu nie wygląda źle, ale trzeba do niego odpowiednio podejść. Ścianki są strome i dość długie, a wypłaszczenie w środku bardzo małe - zmiana kierunku jazdy jest bardzo szybka. Do tego jest na tyle stromo, że próby zsuwania się na hamulcach kończą się jak na poniższym zdjęciu.
Pierwsze podejście i ratowanie się przed glebą. Przytarłem się o oponę. Za drugim podejściem poszło lepiej, choć trochę za daleko wysunąłem się za siodło - na dole przywaliłem tyłkiem w oponę tak mocno, że na chwilę rozszczelniłem oponę... Zeszło chyba z połowę powietrza, bo koło zrobiło się dość miękkie, ale na szczęście mleczko zadziałało i od razu uszczelniło wszystko z powrotem. Strzał był niezły :) Wyjechałem 2/3 przeciwstoku. Kolejnym razem pójdzie mi lepiej - mam nadzieję ;)
Na koniec, sytuacja w miejscu ze zdjęcia nr 4... Jak wracałem (singiel jest jednokierunkowy, podczas wracania nie powalczyłem za wiele - kołyski nie do podjechania, za 3/4 trzeba ostatnie metry atakować z buta) spotkałem tam dwóch gości na rowerkach typu Giant za 1200 zł. Pogadaliśmy trochę, po czym jeden śmignął mi linią po lewej a drugi linią po prawej... Czyli tą dla mnie nieprzejezdną póki co :/ Fakt, że to było zjeżdżanie na zablokowanym tylnym kole, ale jednak - na rowerze. Ratuje mnie tylko to, że z rozmowy wynikło, że to oni są w zasadzie pomysłodawcami tej linii i śmigają tu niemal co tydzień...
Zdjęć mało, bo nie było ani widoków ani nikogo do fotografowania. A takie ścieżki w obiektywie wyglądają po prostu źle - ani stromizny, ani wielkości się nie odda.
Do następnego, i mam nadzieję, że będzie to wcześniej niż ET w Brennej...