Wpisy archiwalne w kategorii

Fotografia

Nocny lotnik

Wtorek, 19 kwietnia 2011 · Komentarze(2)
Zaczynam ogarniać jazdę po Cieszynie... nocą. Dziś malutkie kółeczko ( 10km - ale w pionie wyszło 180 metrów - o 30 więcej niż przy wczorajszych 20km :) ) po mieście, muszę poznać dokładnie okolicę, a wcześniej jakoś nie było ku temu okazji. Przejazd przez Cieszyn zawsze sprowadzał się do wyjechania z miasta i powrotu do domu. Pewnie prędzej czy później znów tak się stanie i nocą będę jeździł na dalsze trasy, niemniej muszę mieć ulice na tyle po ciemku opanowane by nie przestrzelić odpowiedniego zjazdu i nie wylecieć na jakiejś wiosce :)

Trzy fotki, z miejsc za dnia widokowych :)


Tam gdzieś za łuną są czeskie Beskydy :)


Trochę poruszone, ale najlepsze i tak z tego miejsca.


I na koniec jeszcze góry :)

Pozdrawiam i do następnego :)

PS A tytuł wpisu stąd:



Dobranoc.

Szybki szpil

Poniedziałek, 18 kwietnia 2011 · Komentarze(4)
Dziś szybki szpil. Siedzimy sobie jak na dwoje prawie trzydziestolatków przystało, oglądamy X-Factora na wodzie (żadna hiper technologia, na onetowym VODzie ;) ) aż tu w połowie Kaśka do mnie:

- skoczymy gdzieś na rower?

No to skoczyliśmy. 18 km asfaltem, godzinka wieczornego kręcenia. Fotki tylko dwie:


Słońce leci w dół, na łeb na szyję. Zanim skończyliśmy ten krótki postój na foto i picie - spadło całkiem.


I jeszcze klasyk mojej strony :) Tym razem z jakim przeciągającym się jak kocur przed wyruszeniem na łowy dymem.

Zdravím a těšíme se na příště :)

Powrót po latach

Poniedziałek, 11 kwietnia 2011 · Komentarze(12)
Na Czantorię mam teraz około 20 km. Uwierzycie że ostatni raz byłem na szczycie w 2003 roku? Do ostatniej niedzieli - teraz znów spokój na kilka ładnych lat :) Z propozycją wypadu w takiej a nie innej formie wyszedł Nemo, który z Czantorii w stronę Stożka nie jechał jeszcze nigdy :) Pojechaliśmy więc, w 3.5 osoby - Spojler, Nemo i ja, te pół to Świerszczu, który w samochodzie miał tylko rzeczy, on sam zaspał. Próbowaliśmy go potem przez telefon przekonać, że jeszcze czekamy pod blokiem, ale nie wiem czy uwierzył.

A z wypadu wyszło co następuje:


Rano miałem jechać bez przerw (wyjechałem dość późno), no ale jak tu się nie zatrzymać. W końcu i tak nie spóźniłem się na start, chłopaki się trochę grzebali z wychodzeniem z auta.


Chciałem jechać prawie na sam grzbiet ulicą Akacjową, ale Nemo uparł się na niebieski szlak, który miał być lajtowy i w dodatku kiedyś tam Nemo na szczyt Czanorii nim podbiegł...


Z rowerami kiepsko się jednak biega, więc spokojnie idziemy.


Końcówka szlaku jest całkiem ciekawa i nawet czasem da się jechać.


W końcu docieramy i na polance 0.5 km przed szczytem urządzamy mały popas. Na szczycie sporo ludzi, więc nie zatrzymujemy się na dłużej niż wymaga tego założenie ochraniaczy.


Jazda! Czerwony szlak na Soszów kojarzyłem jako drogę przez mękę - kupa kamieni i cholernie stromo.


Nie pomyliłem się za wiele, było stromo, były też kamienie, nie było jedynie drogi przez mękę.


Kiedy zjeżdżałem tędy ostatnio miałem jeszcze hardtaila z amorkiem o skoku 80mm, z takiej perspektywy wszystko wydaje się większe :)


Teraz, gdy skoku nie brakuje, a ja sam jestem cięższy o sporą ilość kilo... doświadczeń znaczy się, ścianki które dawniej musiałem pokonywać z buta są...


...przyjemnym przerywnikiem, który wymaga czegoś więcej niż tylko napinania mięśni i operowania klamkami.


Przy okazji - Heniek sprawdza się wyśmienicie, po pierwszym zjeździe podregulowałem nieco damper i nie mogłem na nic narzekać.


Skoku nie brakuje, 5th Element który "na parkingu" pracuje jak kawałek drewna sprawuje się w terenie wyśmienicie. Wad wymienianych jako typowe dla konstrukcji jednozawiasowych nie zauważyłem.


Z pewnością występują i pokonując 50 razy testowy krawężnik można by je dokładnie wskazać, jednak wpływu na normalną jazdę w górach nie mają tak dużego by można by go można było nazwać "wyraźnym".


Jedynie podczas podjazdów Heckler zachowuje się gorzej niż Regina. Jednak nie jestem w stanie stwierdzić jaki udział w tym ma geometria, jaki rodzaj zawieszenia, a jaki tylna opona, która w tym roku jest znacznie bardziej zużyta niż w zeszłym i może po prostu nie zapewniać należytej przyczepności.


Poprzednie i to zdjęcie to już urywające łeb widoki z Soszowa, gdzie rozkładamy się na polanie celem wszamania czegoś przed dalszą drogą.


Zjazd z Soszowa to grzanie na pełnej... prędkości taką sobie szutrówką. Dobrze, że ma chociaż zakręty. No i pozwala na ponad 50 km/h więc trochę adrenaliny daje.


Jeszcze fota na tle gór i odbijamy przed Stożkiem na niebieski szlak do Wisły. Z reguły, pchaliśmy się nim do góry, warto było więc w końcu przekonać się jak jest w drugą stronę.


A jednak nie warto było :) Pod górę się ten szlaczek zmieli, w dół natomiast nie jest ani szybki, ani techniczny, ani płynny. No, ale jedno z założeń spełnił - dojechaliśmy nim do Wisły :) Stamtąd dyszka szlakiem rowerowym na parking, skąd ja jeszcze kilkanaście kilometrów do Cieszyna. I w zasadzie, ten ostatni kawałek asfaltu zmęczył mnie bardziej niż cała jazda po górach. Wiało niemiłosiernie...

Całości wyszło 61 km, na mapie i wykresie wygląda to tak: http://www.cykloserver.cz/tipy-na-vylety/detail/?d=44744

Pozdrawiam i do następnego :)

Po okolicy

Niedziela, 13 marca 2011 · Komentarze(6)
Nie chciało mi się jak diabli, ale trzeba było w końcu ruszyć zadek. Dwie godziny jazdy po okolicznych asfaltach i nie tylko (terenu było bardzo mało, ale za to dość "górski"), wyglądało to dokładnie tak: http://www.cykloserver.cz/tipy-na-vylety/detail/?d=42361. Poniżej 5 zdjęć z wypadu. Brakuje trochę fotki ze zjazdu, bo lasek jest tam bardzo klimatyczny, ale jakoś nie chciało mi się zatrzymywać ;) Może kiedyś wybiorę się tam wcześnie rano, by złapać mgłę. To będzie czad :)


Pierwsze widoki, jeszcze w Cieszynie. Wyjechałem o 16, stąd taki kolor nieba po zachodniej stronie.


Do Goleszowa docieram po mniej więcej 40 minutach, fotografuję tamtejszy obiekt sakralny i zabieram się za podjazd.


Podjazd prowadzi w większości lasem, ale ten w końcu otwiera się i pozwala sfotografować płonące zachodem słońca niebo.


W drodze powrotnej obowiązkowa fotka tej stodoły :) Dziś bardzo sielsko wyglądała.


Jeszcze na koniec, już w samym Cieszynie zatrzymuję się na chwilkę nad Olzą, napić się i cyknąć ostatnią fotkę.

I tyle tego, pozdrawiam i do przeczytania :)

Topienie Henryka

Sobota, 12 marca 2011 · Komentarze(4)
Co tu gadać, trasa jak trasa. 2 godziny włóczenia się po okolicy (choć patrząc na średnią wycieczki bardziej pasowałoby określenie "szwendania się"). Trasa mniej więcej taka: http://www.cykloserver.cz/tipy-na-vylety/detail/?d=42248. Mniej więcej, bo kiedy skończyły mi się możliwości a nie chciało mi się wracać przyciąłem na przestrzał przez las i jakieś pola :D

Jeszcze kilka fot z wypadu:


Lecę przez malowniczo śmierdzące gnojownikiem okolice Hażlacha. Tzn. tu nie śmierdziało, więc zrobiłem zdjęcie. Ale generalnie, mogę chyba uogólnić ;)


Dziś niemalże same asfalty, i jeszcze przez najbliższe kilka jazd tak będzie. Trza kondycję trochę odbudować.


Aby nie jechać główną drogą odbijam w jakąś uliczkę. Kończy się asfalt, wracać nie przystoi - wjeżdżam w las. Od razu robi się kolorowo. Po drodze ostatki zimy. Marzanny nie miałem, Regina poszła do ludzi... utopiłem Henryka ;)


Jedyne udane zdjęcie z dziś. To znaczy takie, które mi się podoba. Technicznie patrząc. Bo tematycznie - lód na rzece i warunki, które przyczyniają się do jego powstania nie podobają mi się, i nigdy się podobać nie będą :)


Na koniec jeszcze Czantoria (na fotce, nie wjeżdżałem ;) ) i spadam do chaty.

W tym roku planuję śmigać częściej niż w ostatnich latach, jeśli zamierzenia uda się realizować szykujcie się na sporo wpisów tego typu - 3 zdania, kilka zdjęć. Oczywiście wycieczki weekendowe też będą, będzie jakaś trzydniówka... Sezon zapowiada się bogato.

Pozdrawiam i do następnego (czyli prawdopodobnie do jutra).

Wreszcie stanąłem na... kołach

Poniedziałek, 7 marca 2011 · Komentarze(4)
W końcu, po długim oczekiwaniu, zima zaczęła jakby odpuszczać. W końcu, po długim oczekiwaniu rower doczekał się kół. Piasty poniewierały się w domu od grudnia, obręcze przyszły jakoś pod koniec lutego, kółka udało się finalnie złożyć 5 marca. Nadszedł więc czas przeturlać fele po okolicach, bozia i zdrowy rozsądek podpowiadały asfalt, ale kto by ich słuchał. Szczególnie że trzeba było cyknąć fotę nowego roweru na BS, więc jak to tak, na asfalcie miała by być? Padło na okolicę motokrosu jak zwykle, formy niestety tam nie znalazłem. Trza się ostro zabrać za siebie teraz.

Fotki trzy:







Pozdrawiam i do następnego :)

Zimowo

Niedziela, 5 grudnia 2010 · Komentarze(0)
Zima w pełni. Pół metra śniegu, temperatury sporo poniżej zera i dzień krótki niczym pojedynczy listek papieru toaletowego. Ale jeździć mimo to się chce. Praca nie umożliwia mi jazdy w dni powszednie - jak wychodzę już ciemno, a mocnych lamp brak. Rano wstawać się nie chce... pozostaje więc ukraść trochę czasu w weekend. Dziś udało się wyskoczyć na 2.5 godziny :) Fotorelacja niżej:


Ponieważ w Cieszynie zaczęły zamarzać wodospady, uznałem że już najwyższy czas...


...na wyciągnięcie zimowego Pomykacza. Inna sprawa, że Heniek nie ma chwilowo kół, ale przecież nie sądzicie chyba że to było przyczyną jazdy na drugim rowerze :D


Uderzam standardowo, w miejsce z którego zazwyczaj są niezłe widoki. Przed wyjechaniem z domu jest super pogoda, błękitne niebo i słońce, jednak zanim się zebrałem niebo zaciągnęło się chmurami...


Widoki na najbliższe góry były jednak całkiem niezłe. Niestety towarzyszyła im przyczyna szybkiej zmiany pogody - strasznie silny południowy wiatr. W miejscach takich jak to, czyli położonych dość wysoko i odsłoniętych, wiatr był szczególnie dokuczliwy.


Cykam jeszcze parę fotek i spływam.


Zjazd po ośnieżonej drodze super, nie ma dziur :) Rower wpada tylko w lekkie wibracje, gdy jedzie się po śladach samochodów. Przypominam, że nie mam w Pomykaczu żadnej amortyzacji :)


Jadę dalej, na krótki kawałek pozbawiony asfaltu - z nadzieją, że będzie tam trochę puchu. Trochę jest, ale taka ilość, że na zjeździe się go nie zauważa, a podjazd skutecznie utrudnia.


Dodatkowo wicher zwiewa z pól suche, lodowate kryształki i bombarduje mnie nimi niemiłosiernie. Masakra. Kilkusetmetrowy odcinek zajmuje mi chyba 20 minut.


Przy najbliższych zabudowaniach skręcam w stronę głównej drogi i poprzez doskonale znane mi okolice kieruję się w stronę domu. Po drodze fotka w standardowym miejscu i pełen gaz do ciepłej herbatki :)

Pozdrawiam i do następnego :)

Heniek

Niedziela, 28 listopada 2010 · Komentarze(12)
Proszę państwa, oto Heniek :) Wczoraj przełożyłem wszystkie szpeje ze starej ramy, dziś pierwsza krótka jazda. Warun kiepski, mimo idealnej pogody - rozmoknięty śnieg, a pod nim błoto. Po godzinie jazdy ciężko określić jak się toto zachowuje w terenie - póki co jest bardzo dobrze. Mitycznych wad jednozawiasu jakoś nie zauważyłem. Zobaczymy co będzie dalej...


Heniek. W tej konfiguracji już niedługo, szykują się zmiany :)


Jazda przyjemna, choć głębiej w lesie sakramenckie błoto.


Widoki dziś takie sobie. A obróbka fot zimowych pokazała wszystkie niedoskonałości warsztatu...

Pozdrawiam i do następnego :)

Wielka Porażka

Niedziela, 14 listopada 2010 · Komentarze(7)
Kategoria Fotografia, Z buta
Miało być Wielka Racza, ale rozmowy tak nas pochłonęły, że szlak bardzo szybko poszedł w swoją stronę, a my w swoją... Gdy już się połapaliśmy, że coś jest nie tak i udało nam się wrócić na właściwą ścieżkę, było niemalże południe, a do Raczy 4h drogi... Powrót do auta w egipskich ciemnościach nikomu nie pasował, więc pojechaliśmy posiedzieć w knajpie ;)

Garść widoków na osłodę:


Zaczynamy. Pogoda rewelacyjna, temperatury kwietniowe. Tylko mgły trochę, więc widoki jedynie jako-takie...


Dopiero drugie zdjęcie - a my już jakiś czas idziemy bez szlaku...


Zamiast skręcić za szerszą drogą zaczęliśmy wspinać się na Skalankę. Potem już poleciało szybko :)


Gawędząc, przeszliśmy około 1.5h "na czuja". Jeszcze naiwnie stwierdziliśmy, że droga którą idziemy musi być szlakiem skoro są przy niej co jakiś czas ławki dla odpoczynków... Tylko oznaczeń jakoś nie było.


Po lewej niedoszły cel naszej wyprawy. Na końcu zaczęliśmy żartować czy ta góra naprawdę istnieje - czy komukolwiek udało się ją zdobyć. Nam nigdy - a podchodziliśmy już z dwóch stron :)


Gdy w końcu weszliśmy w środek lasu Nemo trochę dla jaj (a może w akcie desperacji?) krzyknął - "Baco!". Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu zupełnie niedaleko ktoś odpowiedział - "Co?". Znaleziony na łące z baranami Baca poinformował nas, że Racza to w zupełnie drugą stronę niż idziemy ;)


W końcu docieramy do granicy PL-SK, analizujemy zegarek i wycofujemy się z nieprzyjaznego terenu. Jednak, jeśli wybierać się w góry - to tylko na rowerze...

Pozdrawiam :)

Koniec pewnego etapu...

Niedziela, 31 października 2010 · Komentarze(3)
Dziś mała wycieczka z Ukochaną. Tor jej się nie spodobał, więc padło na małe kółeczko w okolicy Cieszyna, uzbierało się łącznie około 20 kilometrów. Koniec października zafundował naprawdę piękną pogodę, żal było nie skorzystać.

Zapraszam do galerii:


Pierwsza przerwa po pierwszym solidnym podjeździe. Kasia coś marudziła że nie da rady, koniec końców wjechała pierwsza ;)


Kiedyś już tu siedziałem, w nieco innych warunkach krajobrazowo - rolniczych. To miejsce to świetny punkt widokowy.


Dobra pogoda i dobre miejsce zawsze sprawiają, że widoki urywają głowę. Tym razem do widoków swoje trzy grosze dorzucił wiatr :)


Pokonuję ze swoją towarzyszką doli zwanej jazdą na rowerze i niedoli zwanej życiem, króciutki fragment terenowy.


Kiedy ostatnio robiłem tu zdjęcie było chorobliwie zielono, teraz pozostaje cieszyć się, że mam to na fotografii... przez najbliższe kilka miesięcy zdjęcie będzie musiało wystarczyć.


Trudno jednak odmówić jesieni uroku.


Stąd już dosłownie parę minut drogi do Cieszyna, jednak zatrzymujemy się tutaj aby...


...sfotografować drzewo :)


No dobra, tak naprawdę nie chodziło o drzewo tylko o ten widok. Fotografuję go ilekroć tędy przejeżdżam. Uzbiera się ze 20 fotografii to będzie można zobaczyć jak zmienia się to miejsce :)


A tytuł wpisu? Zagadka ;)