Kiedyś w głowie zaświtała mi myśl, którą szybko przelałem markerem na laminowaną mapę. Idealna trasa w Beskidzie Śląskim. Długa, wymagająca, naładowana zjazdami i technicznymi odcinkami (technicznymi zjazdami również ;) ) Trasa zawiera najpiękniejsze odcinki jakie znam w tych górach, połączone w jedną całość. Projektowanie było proste, gorzej z wykonaniem – trasa musi być przejezdna w jeden dzień, tak aby dało się załapać na transport do domu. Sobotnia wycieczka była swojego rodzaju sprawdzeniem okolic Baraniej Góry – jakoś do tej pory udawało mi się omijać to potężne wzniesienie. Aby nie było nudno wycieczka obejmować miała połowę idealnej trasy – fragment od Wisły do Węgierskiej Górki. Wyszło jak wyszło. Zaczęliśmy w Wiśle Kopydło, malutki przystanek, ale za to w bezpośrednim sąsiedztwie interesujących nas szlaków. Z pomocą asfaltu i równiutkich szutrówek (w większości) docieramy na Stożek – gdzie panuje istne piekło, Sajgon, Sodoma i Gomora i inne katastrofy. Tłumy wrzeszczących turystów ze średnią wieku poniżej 16 lat wsuwają kiełbaski na gorąco i za nic mają piękno otaczającej przyrody. Nasz plan zakłada przejazd czerwonym szlakiem na Kubalonkę – jest to moim zdaniem najciekawszy odcinek do kwalifikowanej turystyki górskiej w całym Beskidzie Śląskim. Niestety nie dzisiaj. Cały szlak jest zapchany kolorowymi ludkami wołającymi “Dobrze panu idzie”, “Dajesz dajesz”, “Ciężko się tu jeździ na rowerze?” czy “A daleko jeszcze na Stożek?”. Na szczęście dość szybko zostawiamy turystów za sobą, na pocieszenie zostaje nam techniczny podjazd po korzeniach i walka z olbrzymimi kałużami. Fragment między Kubalonką a Przysłopem jest dość nudny, najprawdopodobniej zastąpię go czymś innym – jakaś propozycja była w bikeBoardzie z bodajże 2000 roku. Za to za Przysłopem zaczyna się masakryczne podejście na Baranią Górę. Jechać tamtędy się nie da, trzeba pchać rower przez 45 minut. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że ten kawałek będzie bardzo dobry w przeciwną stronę. Na szczęście widoki ze szczytu Baraniej rekompensują wszystkie niedogodności, dodatkowo, czeka tam nie byle jaki zjazd czerwonym szlakiem. Zjazd jest z gatunku technicznych, jest raczej dość trudny – bez bicia przyznam, że w kilku miejscach odpuściłem. Niestety, na Hali Baraniej zgubiliśmy szlak i zamiast na Magurkę Wiślańską i Radziechowską, po kilkunastu km zjazdu dotarliśmy do Milówki... Trochę żałuję, a że jest czego udowodnił mi Bodziek
tym zdjęciem – moim zdaniem jedna z lepiej oddających magię turystyki górskiej fotek. Odnośnik do jego stronki jest na dole w menu.
Wschód słońca to zupełnie inna jakość, niż zachód - mocniejsze kolory, ostrzejsze przejścia... Tylko światła znacznie mniej i trudniej jest zrobić dobrą fotkę - szczególnie jeśli stoi się okrakiem nad rowerem.
Za około 30 minut, już na stacji PKP, niebo prezentuje się o wiele łagodniej. Niestety my łagodniejsi nie jesteśmy - miła pani o metalicznym głosie powiedziała, że nasz pociąg jest opóźniony o 15 minut...
...co bardzo zmniejsza nasze szanse na złapanie pociągu do Wisły po dojechaniu do Katowic. Z nudów robię zdjęcie pociągowi do Krakowa i miotam pod nosem znane tylko sobie zaklęcia ;)
Koniec końców udało się. Jedziemy do Wisły. Zbiornik Goczałkowicki mijamy za każdym razem na tej trasie, i za każdym razem jego ogrom robi ogromne wrażenie ;)
Nareszcie na szlaku, można z radością w oczach i śpiewem na ustach... pchać rower. Stromo tam nie było, jedynie łańcuch odmówił współpracy.
Po łańcuchowych perypetiach i szlakach, które wiodły płasko/pod górę docieramy do stóp Stożka - teraz będzie pod górę/bardzo pod górę ;) Stożek cały w jesiennych klimatach...
...które prezentują się co najmniej urodziwie. Pięknie jest.
Ale dość patrzenia na listki i szyszki, pora brać się do pracy. Na szczęście żółto czerwony szlak na Stożek tylko z pozoru jest nie do pokonania. Wspinaczka idzie bardzo sprawnie.
Widok ze szczytu taki sobie, góra jest mocno zalesiona. Dodatkowo z okazji zakończenia lata pełno tutaj turystów.
Przedzierając się slalomem między dziećmi docieramy na Kiczory. Stamtąd pędzimy na Kubalonkę.
Niestety, tym razem nie udało się odczuć całej siły, jaką ma w sobie odcinek Stożek - Kubalonka. Piesi skutecznie utrudniali jazdę. Pozostał tylko pewien niesmak... jak po muchomorku.
Widok chyba z Kubalonki. Nie mam pojęcia co jest na tym zdjęciu :)
Baobab w okolicach Stecówki :)
Kawałek pasma Baraniej Góry...
...i pasmo jako takie. Gdybyśmy wiedzieli co nas czeka...
Kolejny bliżej nieokreślony widok.
Czarna Wisełka.
A to już podejście na Baranią. 45 minut pchania rowerów po korzeniach, przy których te ze Stożka wydają się niczym.
Dobrze, że południowe stoki są mocno zalesione, przynajmniej nie piecze nas całkiem mocne słońce.
Na Baraniej Górze nie ma dosłownie nic, oprócz wieży widokowej. I bardzo dobrze, w spokoju można gapić się na cudowną panoramę...
...obejmującą niemalże 360 stopni.
Niemalże, ponieważ po jednej stronie drzewom się ciut za mocno urosło ;) Ta panorama wynagrodziła cały trud włożony w dotarcie na szczyt.
Zjazd z Baraniej nie należy do najłatwiejszych - przynajmniej na hardtailu. Jest za to całkiem długi...
...i widokowy. Z Hali Baraniej doskonale widać Babią Górę. Węziej...
...i szerzej.
Niestety gubimy szlak i po kolejnych nastu kilometrach non stop w dół lądujemy w Milówce. Po 2.5 godzinie czekania ładujemy się w wygodny pociąg i wracamy do domu.
Trasa: Wisła Kopydło – Stożek Wielki – Kiczory – Przełęcz Kubalonka – Przełęcz Przysłop – Barania Góra – Hala Barania – Milówka (~48 km + dojazdy ~30km)
* Święto Pieczonego Ziemniaka, jest to impreza z rozmaitymi konkursami, oraz co najważniejsze wspólnym jedzeniem pieczonych na ognisku ziemniaków, organizowana z reguły dla dzieci w wieku przedszkolnym.